Postaram się przedłożyć niniejszym krytyczną ocenę tekstu, opublikowanego na stronie internetowej christianismirestitutio.pl pod tytułem Jan 1.1,3,10,14.
Poniższe opracowanie ukazało się jako wieloczęściowy komentarz do tej publikacji na forum dyskusyjnym watchtower-forum.pl pod tym samym tytułem.
Przedstawiona tu wersja jest poprawiona i uzupełniona.
W chwili gdy ukazuje się prezentowana wersja tego opracowania, powyższy artykuł widnieje na wspomnianej witrynie pod zmienionym tytułem Logos prologu ewangelii Janowej
Link do artykułu: http://christianismirestitutio.pl/?p=40
Tekst artykułu jest w kolorze tej części zdania, natomiast mój komentarz w kolorze tej części zdania.
Jan 1.1,3,10,14 Opublikowano 29 marca 2013, autor: Bogumił Wiśniewski
Jonae Slichtingii de Bukowiec Commentaria Posthuma in Plerosque Novi Testamenti Libros Commentarius in Euangelium Joannis Apostoli pag. 1 – 10. Irenopoli, Sumptibus IRENICI PHILALETHII 1658 [ wł.1668].
O tym, że Jan Apostoł napisał Ewangelię w tym celu, by utwierdzić chrześcijan w wierze, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, a [zarazem] przeciwko bardzo często się wówczas pojawiającym antychrystom, którzy temu zaprzeczali (jakkolwiek niektórzy z nich nie negowali podobno przynajmniej tego, że Jezus jest świętym mężem wysłanym przez Boga), pouczają zupełnie otwarcie słowa ostatniego wersu rozdziału 20: Te zaś [cuda] zostały zapisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię jego. Ten sam cel przyświecał mu też szczególnie w jego Liście. Jednomyślnie głosili to także inni Apostołowie: Dz 2,36, 8,37, 10,42, Rz 10,9, 1 Tm 2,5, 1Kor 8,6. Nic w tym dziwnego: ta wiara jest bowiem fundamentem chrześcijańskiej pobożności. Ponieważ zaś antychryści mogli się sprzeciwiać – i niewątpliwie się sprzeciwiali – tej wierze między innymi w ten sposób, że nazywali Jana Chrzciciela wyższym od Jezusa, Jan obala przede wszystkim tę tezę. Argument, na którym się opierali, był taki, że Jan Chrzciciel dał początek Dobrej Nowinie o nadchodzącym Królestwie Bożym, i wezwał do chrztu pokuty na odpuszczenie grzechów, gdy Jezus jeszcze nie wystąpił ze swoją nauką, i nawet ochrzcił Jezusa, gdy ten zaczynał występować. Najpierw więc odpiera ten ich argument, następnie z pomocą świadectwa samego Chrzciciela wykazuje, że Jezus o wiele przewyższa Chrzciciela i jest samym Chrystusem-Mesjaszem.
Doprawdy, trudno się zgodzić z sugestią, że apostoł Jan, czy którykolwiek inny autor ewangelii, napisał ewangelię inspirowany potrzebą przeciwstawianie się pojawiającym się w tamtych czasach antychrystom.
Gdyby tak rzeczywiście było, musielibyśmy zaakceptować fakt, że czynili to z natchnienia ducha świętego, a zatem że sam Bóg, z bliżej niezrozumiałych przyczyn, poczuwał się do obowiązku obrony swego własnego stanowiska i to w dodatku wobec heretyków, co jest sugestią pozbawioną wszelkiej logiki, absurdalną, sugerującą merytoryczną niedoskonałość treści Pisma, godzącą w samą istotę boskości jego autora, wewnętrznie sprzeczną!
Rzeczywiście, nie można nie zgodzić się z myślą, że natchnionym celem powstania tej i innych ewangelii było „by utwierdzić chrześcijan w wierze, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym,” o tyle dodatek autorski „a [zarazem]”, jest absolutnie nieuzasadniony.
Taki stan rzeczy potwierdza bezsprzecznie przywołany na dowód prawdziwości stawianej tam tezy werset 20 („Te zaś [cuda] zostały zapisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię jego.”), w którym jednak brak jest bezpośredniej wzmianki, a nawet subtelnego odniesienia się do jakichś antychrystów.
Nie został zatem przedstawiony ważny argument na poparcie słuszności wniosków autora w kwestii poprawnej interpretacji wersetów, której to rzeczy podjął się udowodnić.
Od samego początku zatem, za podstawę argumentacji przyjmuje on fałszywą tezę, o rzekomych intencjach apostoła Jana, które są z tej racji czystą spekulacją, a nie faktem.
Należy też z całą stanowczością stwierdzić, że przesłanie Jan 1.1,3,10,14 musi wynikać z samej treści słów zawartych w tych wersetach, a nie z przyjętej a priori konkluzji w kwestiach ogólnych, nawet jeśli jest ona całkowicie poprawna.
Chodzi o to, że przesłanie zawiera się w tekście, i z niego bezpośrednio wynika, tymczasem Jonae Slichtingii de Bukowiec [JSB] uzasadnia treść określonego wersetu Pisma z perspektywy wcześniej przyjętej konkluzji odnoszącej się do zagadnień ogólnych, co w żadnej mierze nie gwarantuje poprawności wykładni ściśle określonego tekstu
Ci, którzy mówią, że ten wstęp pisany jest przeciw Ceryntowi, sami sobie przeczą. Twierdzą bowiem oni, za pośrednictwem Ireneusza i Euzebiusza, że Cerynt nauczał, iż Jezus złączył się z odwiecznym Chrystusem czy też ὁ λόγος τοῦ Θεοῦ [słowem Bożym/mową Bożą], i że tenże [odwieczny Chrystus] był na początku świata, i był u τὸν θεόν [„Boga”], i sam był także θεόν [„Bogiem”], i wszystko w starym stworzeniu przez niego się stało, i on wreszcie został wcielony czy też uczłowieczony w Chrystusie. Jak więc mógł Apostoł pisać przeciw Ceryntowi to, co Cerynt uważał raczej za zgodne ze swoimi poglądami, niż im przeciwne?
Podobnie jak wyżej, z tym jednak uzupełnieniem, że uważam za konieczne odniesienie się do innej konkluzji ogólnej, którą JSB przemyca do argumentacji, jak się później okaże w ściśle określonym celu.
Mówi on o tzw starym stworzeniu.
Należy odnotować, że takie pojęcie nie występuje w Biblii!
Z całą stanowczością zatem można mieć pewność, że posługiwanie się nim nie tylko nie jest do precyzyjnego wyrażenia przesłania Pisma konieczne, ale że może się nawet okazać nieprzydatne, a nawet wręcz szkodliwe, że wypacza adekwatnie zdefiniowaną treść.
I tak właśnie jest w rzeczywistości.
Wprowadzenie jednak tego pojecia, jak to się wkrótce okaże, jest absolutnie konieczne dla wsparcia głoszonej przez unitarian teorii o istocie syna bożego, tak samo jak preegzystencja jest nieodzownym elementem nauki o trójcy.
Podobnie zdanie tych, którzy mówią, że wstęp ten wyraża sprzeciw wobec ludzi niewierzących, że Jezus istniał zanim się stał, to jest zanim się począł i narodził (co nazywają προϋπάρχει [„preegzystencją”]), jest odrzucane przez samego Apostoła, który mówi, że napisał całą Ewangelię, a zatem i tenże wstęp w tym celu, byśmy uwierzyli, że Jezus jest owym Chrystusem-Mesjaszem, Synem Bożym, znanym ludowi z orędzia Proroków, co nie ma nic wspólnego z ową tak zwaną przez nich προϋπάρχει. Bowiem imieniem Chrystusa-Mesjasza i Syna Bożego κατ' ἐξοχὴν [„w całym tego słowa znaczeniu”], w wyrażeniu używanym przez Hebrajczyków, nazywany był nie kto inny, jak człowiek. I wstęp ten nie tylko że nie uczy, że Jezus jest jedynym Bogiem, ale wręcz niemal każde jego słowo stoi w sprzeczności z tą opinią.
Zgadzam się z tą opinią.
Pozostawmy więc błędy i zrodzone z błędnego rozumienia tych słów tradycje historyczne i przejdźmy do samych słów Apostoła, na których prawdziwy i właściwy sens łatwo znajdziemy [tekstowe] potwierdzenia, choćby zaraz, i to wzięte z dawnych czasów (bo i z innymi Pismami dzieje się to, o czym mówi 2P 3,10) – aby udaremnić słowa tych, którzy [nam] zarzucają, że to miejsce z Jana w całej starożytności nie było tak rozumiane, jak my je wyjaśniamy. Lepiej bowiem byłoby nie rozumieć tego miejsca niż dawać taką interpretację, której nie zawiera żadne znane Pismo, i która wręcz nie zgadza się z najbardziej znanymi świadectwami Pisma, uczącymi, że Jezus był człowiekiem, poczętym z Ducha Świętego i zrodzonym z dziewicy nietkniętej przez męża.
Tu również wyrażam pełną zgodę z taką opinią.
Nadto, iluż mają autorów ze starożytności, aby mogli z nich rozstrzygać o zdaniu całej starożytności na temat tego miejsca? Ignacy, Ireneusz, Justyn i Tertulian nie są jeszcze całą starożytnością, ani też starożytnością współczesną czasom Apostołów. Pomijając to, że Ignacy nie jest Ignacym, lecz Pseudo-Ignacym. I dlaczegóż mieliby oni w wielu innych sprawach odstąpić od [przekonań] wczesnej starożytności w stopniu większym niż w zdaniu o Jezusie? Ów Ignacy, w Liście do Filipian i Antiocheńczyków, mówi, że Chrystus był uczłowieczony, a jest to nowy głos [w tej sprawie], jak też nowa opinia. Apostołowie nauczali bowiem, że Jezus jest człowiekiem, a nie uczłowieczonym. Justyn w Dialogu z Żydem Tryfonem nie zawahał się przyznać, że uznaje dwóch bogów, z których jeden większy jest od drugiego; wynikło to u niego z czystej nieznajomości hebrajskiego sposobu wyrażania się, w którym zamiast używania zaimka, powtarzane jest imię, albo Bóg nazywany jest z pomocą tetragramu [JHWH], w którym sam, gdy zechciał, zawierał swoje imię (Wj 23, 20-21). Tenże jednak Justyn przyznaje, że w jego czasach wśród chrześcijan było wielu takich, którzy wcale nie wierzyli, że Jezus był Bogiem, zanim stał się człowiekiem. Stanowczo nie widzę powodu, by na podstawie tych kilku [pisarzy] wyrokować o zdaniu całej starożytności. Późniejsi bowiem pisarze, którzy po tamtych nastąpili, mogli podążać [za sądem] nie tej pierwotnej, autentycznej starożytności, ale [właśnie] owych uczonych; zwłaszcza że z tej starożytności w stanie czystym nie pozostały niemal żadne dokumenty poza Pismem Świętym. Nikt jednakże aż do czasów soboru nicejskiego nie posunął się jeszcze do tego, by uznawać, że τὸν λόγον jest jedynym Bogiem. Tertulian bowiem na długo wcześniej w księdze Przeciw Hermogenesowi napisał otwarcie: To, że zawsze był Bóg, nie oznacza, że zawsze był Ojciec: był bowiem czas, gdy nie było Syna, który uczynił Boga Ojcem. Pomijamy tu patrypasjanów, którzy mówili, że Ojciec i Syn są tą samą osobą, jakkolwiek ich opinia jest bardzo dawna i zrodziła się, jak się wydaje, wraz z opinią tych, którzy wierzyli, że Syn, zanim się narodził, był Bogiem. Bo i ów Ignacy, w Liście do Tarsyjczyków, wspomina ich jako heretyków rozsianych przez Szatana. I sprawa doszła do tego, że uznaje się, iż Ojciec i Syn, jakkolwiek nie są jedną osobą, są tym samym co do liczby Bogiem. Jest to różnica tylko w słowach, a nie w samej rzeczy [w stosunku do poglądu patrypasjanów]. Niech mi przytoczą [dokumenty] Kościołów Apostolskich albo powołają się na autorytet Nazarejczyków, do których – ja sam wyznaje – zaliczał się Paweł, jeśli mogą, albo, jeśli nie mogą, niech pozostaną przy dokumentach pierwotnej starożytności, to jest pismach Apostołów i owym pierwszym Powszechnym Symbolu chrześcijan; i niech nie powołują się w obronie swego zdania na trudniejsze miejsca Pisma, zanim go nie uzasadnią przy pomocy tych zupełnie jasnych. Inaczej bowiem będą się opierać nie na świadectwach Pisma, ale na interpretacjach i na wiarygodności ludzi, którzy pozbawieni najjaśniejszego kierownictwa Pisma, nie mniej łatwo i szybko niż inni mogli zbłądzić. Aby i nam nie weszło to w zwyczaj, ustaliliśmy, by nigdy nie oddalać się od najjaśniejszego światła Pisma, i daleko lepiej jest, jak [już] powiedzieliśmy, przyznać się do niewiedzy co do trudniejszych miejsc, niż przystępować do nich bez tego światła. Nie tylko temu fragmentowi Pisma Świętego zdarzyło się, że zaraz zostało objęte fałszywą interpretacją i rozumieniem; takich fragmentów jest wiele. Nie skądinąd zrodziła się owa dawna i zaraźliwa opinia Żydów o przyjściu Eliasza we własnej osobie przed przyjściem Mesjasza, oraz opinia chrześcijan o przyjściu Antychrysta na trzy i pół roku przed przyjściem Chrystusa. Także i tych słów Apostoła, że biskup ma być mężem jednej żony, któż z ludzi nie zrozumie natychmiast w ten sposób, że w żadnym razie nie można łączyć biskupstwa z pozostawaniem w drugim małżeństwie? Nie jest to [błędne interpretacje Pisma] jednak wina świętych mężów, którzy przekazali takie słowa pod kierownictwem Ducha Świętego, tylko ludzi, nie odwołujących się do wszelkich niewzruszonych zasad religii i rozumu. Gdyby od czasów apostolskich zachowały się pisma wszystkich starożytnych, wówczas na ich podstawie moglibyśmy orzec cokolwiek na temat opinii całej starożytności; a tak, skoro żadne nie są zachowane z wyjątkiem nielicznych [pism] kilku [autorów], i to żyjących w bardzo długim odstępie czasu po Apostołach, nie sposób doszukiwać się w nich prawdziwej i powszechnej myśli starożytnej.
W większej części zgadzam się z takim stanowiskiem JSB.
Wers 1
Na początku była Mowa. Wyraz „początek” ma charakter zależny. Dlatego, jeśli jest użyty samodzielnie [tj. bez przydawki dopełniaczowej] – tak jak w tym miejscu – albo zaraz dołącza się wzmiankę, z której wynika, o jakiej to rzeczy początek chodzi; albo też, jeśli niczego się nie dodaje, sam tytuł i treść dzieła powinny to od razu wyjaśniać, tak by czytelnik nie pozostawał w niepewności.
Już w pierwszym zdaniu odnoszącym się do analizy tekstu Pisma mamy do czynienia z manipulacją jego treści. Rozważania JSB sugerują, jakoby to wyraz początek, a nie wyraz słowo [Mowa] był podmiotem wersetu 1, tymczasem w języku oryginalnym wyraz ten występuje w celowniku, natomiast wyraz słowo [Mowa] w mianowniku. Wynika stąd, że to wyraz słowo, a nie początek, wymaga wzmianki precyzującej jego znaczenie oraz, że wyraz początek takiej właśnie informacji dostarcza.
Odczytany w tej konfiguracji gramatycznej tekst wersetu 1 ma następującą wymowę logiczną:
„To słowo które było na początku”.
Naturalnie, wyrażony w formie nie wskazującej na ściśle określony punkt w czasie wyraz początek ma znaczenie ogólne, odnosi się do dowolnego punktu w czasie, a zatem musi zalegać na granicy, a właściwie poza granicą zbioru zawierającego każdy punkt w czasie, skąd możemy z całą stanowczością stwierdzić, jest tu mowa o słowie, które było u Boga w czasie stwarzania świata.
Należy tu jeszcze zauważyć, że autor opracowania sprytnie pomija egzegezę wersetu 2, który brzmi następująco: „To było na początku u Boga.” Mówi on bowiem explicite o tym gdzie i kiedy było to słowo, co dowodzi ponad wszelką wątpliwość tego, że nie o opowiadaniu ewangelii jest tu mowa, a zatem również nie o jej początku.
Niektórzy mówią, że początek oznacza tu rzecz znaną, mianowicie początek świata. Tak jakby początek Dobrej Nowiny nie był równie znany chrześcijanom jak początek świata, albo jakby [sam] początek był czymś znanym, tak że można by użyć tu wyrazu „początek” samodzielnie, bez konieczności rozumienia go z kontekstu.
Być może, że tak postawiony argument nie dowodzi poprawności wyciągniętego wniosku, jednakże to nie dowodzi również niepoprawności samego wniosku. Jego niepodważalną poprawność potwierdza natomiast pozostający w ścisłym związku z kontekstem najbliższym argument jaki przedstawiłem powyżej.
Podczas gdy [przecież] początek każdej rzeczy, z którą mieliśmy bądź mamy do czynienia, zawsze jest dla nas ważniejszy i bardziej znany niż cokolwiek innego! – i [mówią tak,] jakby Jan spisywał historię świata, jak to czyni Mojżesz, a nie historię Dobrej Nowiny.
I tak Mojżesz do tych samych słów Na początku zaraz dodaje: stworzył Bóg niebo i ziemię, aby było wiadomo, że mówi tu o początku świata rzeczy, których historię zaczyna układać.
Jak w poprzednim wypadku, tu również mamy do czynienia z manipulacją treścią Pisma, bowiem i tu wyraz początek, nie jest określony jak to insynuuje autor opracowania, nie pada tu też stwierdzenie „początek świata”. „Początek świata” jest tutaj konkluzją do której dochodzi czytelnik uświadamiając sobie przedmiot stworzenia.
Nie należy też zapominać, że stworzenie świata charakteryzowała ściśle określona i skrupulatnie zarejestrowana chronologia zdarzeń. Zatem sam kontekst najbliższy sugeruje w najbardziej logiczny sposób, że określenie na początku wyraża tu kolejność zdarzeń a nie jakiś enigmatyczny rodzaj zdarzenia zwanego „początkiem” który wymagałby dodatkowego uściślenia.
Tak też tenże Apostoł otwiera swój list tymi samymi słowami początek i mowa: Co było od początku, cośmy słyszeli, co widzieliśmy na własne oczy, na co spoglądaliśmy i czego dotykały ręce nasze, o Mowie żywota etc., to wam głosimy (1 J 1, 1 i 3). A któż nie dostrzeże od razu, na podstawie kontekstu, że mowa tu o początku Dobrej Nowiny, od którego [to początku] Apostołowie byli z Jezusem (J 15,27), aby tym pewniej mogli o nim świadczyć.
Każdy kto czyta ten tekst ze zrozumieniem natychmiast dostrzeże, że zawiera on przekaz bezpośredni, skąd na podstawie nieskomplikowanej analizy logicznej szybko może wywnioskować, że nie może wyraz słowo oznaczać Dobrej Nowiny, ponieważ nie da się dotknąć tejże jako że obiekt o którym mowa jest pojęciem niesubstancjalnym. Każdy też kto wie, że autor tego listu to również autor ewangelii Jana rozumie, że przesłanie zawarte w liście Jana musi być logicznie spójne z treścią ewangelii a zatem że powyższy tekst jest świadectwem Jana w sprawie istoty słów które napisał w wersecie 14 ewangelii. Bowiem tylko wtedy gdy pojęcie niesubstancjalne ucieleśni się („a słowo ciałem się stało”) można mówić o możliwości fizycznego z nim kontaktu, o czym tu właśnie w swoim pierwszym liście apostoł Jan mówi („czego dotykały ręce nasze”).
Więcej jeszcze, gdy mówi apostoł o słowie żywota, objawia nam istotę tego co było na początku u Boga, przez co wszystko się stało, co jest źródłem życia, przywołuje do życia, daje życie, w taki sposób w jaki „stało się [żywym] ciałem w akcie poczęcia Jezusa, i w ten sposób integralną częścią Jego duszy.
Tak i w rozdz. 2 wspomnianego listu samodzielnie użyte słowa od początku odnoszą się do początku Ewangelii, a nie żadnego innego w wersie 7: przykazanie, które mieliście od początku, mowę, którą słyszeliście od początku, i w 24: To, co od początku słyszeliście, niech pozostanie w was. Jeżeli pozostanie w was to, co słyszeliście od początku, to i wy pozostaniecie w Synu i w Ojcu. Czemu zaś do wyrazu początek nigdzie nie dodaje wyrazów Dobrej Nowiny? Bo i tutaj kontekst od razu każdego na to naprowadza.
Kompletny brak zrozumienia i życzeniowe wczytywanie obcych treści w tekst.
Rozumiem, tekst jest trudny i jak widać kompletnie zawrócił w głowie autorowi tego opracowania.
Aby wyjaśnić sprawę podaję, że o dwa zupełnie inne początki tu chodzi i o dwóch różnych przykazaniach (starym i nowym) jest mowa. Jest oczywiste, że gdy jest mowa o starym przykazaniu tj. „przykazaniu, które mieliście od początku” nie może się ono odnosić do głoszenia Dobrej Nowiny, bowiem Dobra Nowina jest wieścią o odpuszczeniu grzechów z łaski przez wiarę, a nie jakimkolwiek PRZYKAZANIEM. Stare „przykazanie” to przykazania starego zakonu, stąd i ten [pierwszy] początek odnosi się do czasu nadania tego „starego przykazania”.
Drugi początek to początek głoszenie Dobrej nowiny o którym mowa w rozdziale 1. Tam jest mowa o słyszeniu słowa, o widzeniu słowa i o dotykaniu się słowa, co w nieomylny sposób definiuje czas pobytu Pana Jezusa na ziemi, początek głoszenia Dobrej Nowiny, która zaowocowała nowym przymierzem i „nowym” przykazaniem.
W wersecie 7 apostoł Jan oznajmia, że to nowe przykazanie nie jest nowe lecz jest stare – dlaczego?
Bo to stare przykazanie jest tym samym słowem, które teraz widzieliśmy i którego ręce nasze się dotykały – a to stare przykazanie jest ono słowo, któreście słyszeli od początku.
Bardzo wyraziście oddaje tę myśl przekład interlinearny gdzie czytamy: Przykazaniem – starym jest – słowo, które usłyszeliście.
Należy tu jeszcze raz podkreślić, że niedozwolone tu jest tłumaczenie wyrazu logos na mowa, bowiem o ile mowę tak jak słowo można usłyszeć, o tyle już mowy ani dotknąć ani ujrzeć się nie da, natomiast słowo które ciałem się stało można.
I to ostatecznie przesadza o błędnej interpretacji Pisma prze unitarian w tej kwestii.
Aby zaś odwołać się także do świeckiego autora (bo na cóż gromadzić inne rozliczne przykłady z Pisma Świętego) – Tacyt mówi: Miastem Rzym od początku rządzili królowie. Któż nie zrozumie od razu z wyrażenia miasto Rzym, o jakiej rzeczy początek chodzi?
W ewangelii Jana mamy do czynienia z wyrazem początek, który jest nieokreślony i który definiuje podmiot w wersecie 1, tu zaś mamy i zdefiniowany podmiot i ściśle określony wyraz początek, który nie jest jak w poprzednim przypadku orzeczeniem tego zdania, zatem przykład jest non sequitur.
Tak i tutaj z dodanego słowa ὁ λόγος, czyli Mowa, albo z samego tytułu i treści księgi, albo z jednego i drugiego od razu należy wnioskować, o jakiej rzeczy początek chodzi.
Gdybyśmy z tego fragmentu wnioskowali tak jak to sugeruje JSB, padlibyśmy ofiarami takiego samego zwiedzenia jakiemu uległ JSB… patrz wyżej.
A o samym wyrazie ὁ λόγος czy też Mowa, co oznacza i w rozpoczęciu Listu, gdzie także wspomina o mowie, a nadto dodaje wyraz życia – aby zarazem objaśnić znaczenie tego tytułu [tj. wyrazu mowa].
dlaczego – powiemy wkrótce. Nikt bowiem nie wątpi, że tytuł i treść księgi to Ewangelia-Dobra Nowina, o czym świadczy też zawartość całej księgi. Nikt więc nie powinien mieć wątpliwości, że chodzi tu o początek Dobrej Nowiny. I nie ma żadnego powodu, by ten sam Apostoł w inny sposób używał wyrazu początek w rozpoczęciu Ewangelii, a w inny w rozpoczęciu Listu, gdzie także wspomina o mowie, a nadto dodaje wyraz życia – aby zarazem objaśnić znaczenie tego tytułu [tj. wyrazu mowa].
Załóżmy, że wyraz logos można poprawnie przetłumaczyć na słowo i na mowa, jednakże nie można nie zauważyć, że choć są to słowa bliskoznaczne to zdecydowanie nie równoznaczne.
Nieroztropne używanie tych dwóch słów zamiennie w kontekście precyzyjnie zdefiniowanej treści Pisma, może doprowadzić do rażącego jej wypaczenia, czego mamy jaskrawy przykład w interpretacji. JSB.
Choć mam nadzieję, że już dostatecznie wyłuszczyłem powód, dla którego proponowana przez JSB wersja interpretacyjna [mowa] nie może być uznana za słuszną, powiem o jeszcze jednym ważnym ku temu powodzie.
Jest nim treść obietnicy Bożej, na co powołuje się apostoł Jan w swoim liście i świadectwo jej spełnienia.
Otóż Bóg nie obiecał swemu ludowi Dobrej Nowiny, lecz życie-- żywot wieczny, o czym mówi 1Jn 2:25: A tać jest obietnica, którą on nam obiecał, to jest żywot on wieczny.
I o spełnieniu tej właśnie obietnicy Bożej mówi w wersecie 2 pierwszego rozdziału: (Bo żywot objawiony jest i widzieliśmy, i świadczymy i zwiastujemy wam on żywot wieczny, który był u Ojca, i objawiony nam jest.).
Przetestujmy zatem poprawność interpretacyjną, na którą z takim naciskiem nalega JSB w kontekście omawianego tu tekstu zamieniając wyraz logos na mowa, tam gdzie przekład biblijny używa wyrazu słowo, wygląda to tak: 1Jn 1:1 Co było od początku, cośmy słyszeli, cośmy oczyma naszemi widzieli i na cośmy patrzyli, i czego się ręce nasze dotykały, o Mowie żywota;1Jn 1:1 (Bo żywot objawiony jest i widzieliśmy, i świadczymy i zwiastujemy wam on żywot wieczny, który był u Ojca, i objawiony nam jest.).
Gdyby uznać za słuszne zastosowanie proponowanej przez JSB zasady sylogistycznej, bylibyśmy również zmuszeni uznać wszystkie tego zabiegu konsekwencje a zatem, że można mowę żywota widzieć oczyma naszemi, patrzeć na nią, i jej dotykać rękami, co jest w oczywisty sposób absurdem.
Ponieważ żywot wieczny który obiecał dać Bóg istniał na długo przed czasem objawienia tego żywota – był od początku u Boga zatem, jak wynika to z interpretacji JSB, mowa Dobrej Nowiny istniała [u Boga] na długo przed tym niż została przez posłańców Bożych wyartykułowana.
To jest kolejny absurd który wynika bezpośrednio z niewątpliwie fałszywej interpretacyjicautora tego opracowania.
Nie ma bowiem lepszego sposobu na objaśnienie [słów] Apostoła niż poprzez niego samego: są to bowiem miejsca paralelne. W obydwu słowo początek jest użyte samodzielnie, jest [też] użyty tytuł i nazwa Mowa: w Liście nazwana jest mową życia, bo zwiastuje życie wieczne, w Ewangelii mówi się, że życie było w Mowie; w Liście mówi, że życie się ukazało, w Ewangelii zaś, że życie było światłem ludzi; wreszcie ten sam jest cel Listu i Ewangelii, mianowicie pouczenie, że Jezus, który był Mową Bożą, jest Chrystusem-Mesjaszem Bożym, o czym usłyszano na samym początku [głoszenia] Ewangelii-Dobrej Nowiny (J 20,31; 1J 2,24, 4,2-3, 5,1).
Z niejakim zażenowaniem komentuję, że dowód tu przedstawiony jest skonstruowany niezwykle niedbale.
JSB „skacze” wręcz pomiędzy tym co sam tłumaczy w sposób alegoryczny, a wnioskami, których naturę zdecydowanie definiuje w kategoriach rzeczywistych.
To niechlujstwo sprawia, że trudno się odnieść do tych argumentów, jednak nie sposób przejść do porządku dziennego nad takimi orzeczeniami jak: „.... Jezus, który był Mową Bożą, jest Chrystusem-Mesjaszem Bożym, o czym usłyszano na samym początku [głoszenia] Ewangelii-Dobrej Nowiny (J 20,31; 1J 2,24, 4,2-3, 5,1)”.
Dla porządku rzeczy cytuję w całości „dowody” biblijne wspierające jakoby konkluzje JSB:
John 20:31: Ale te są napisane, abyście wy wierzyli, że Jezus jest Chrystus, Syn Boży, a żebyście wierząc żywot mieli w imieniu jego.
I John 2:24: Wy tedy, coście słyszeli od początku, to niechaj w was zostaje; jeźliby w was zostawało, coście słyszeli od początku, i wy w Synu i w Ojcu zostaniecie.
I John 4:2: Przez to poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, iż Jezus Chrystus w ciele przyszedł, z Boga jest.
I John 4:3: Ale wszelki duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus w ciele przyszedł, nie jest z Boga; ale ten jest on duch antychrystowy, o którymeście słyszeli, iż idzie i teraz już jest na świecie.
I John 5:1: Wszelki, co wierzy, iż Jezus jest Chrystusem, z Boga się narodził; a wszelki, co miłuje tego, który urodził, miłuje i tego, który z niego jest narodzony.
Gdzie, zapytuje się, w powyższych wersetach znajduje się dowód biblijny na stwierdzenie, że „Jezus, był Mową Bożą”???
Gdzie znajduje się dowód na to, że ta Mowa Boża jest Chrystusem – Mesjaszem Bożym, o czym usłyszano na samym początku [głoszenia] Ewangelii-Dobrej Nowiny???
Czy mamy rozumieć z tej wypowiedzi, że człowiek to mowa, którą/którego usłyszano na początku???
Doprawdy, tego rodzaju interpretacja tekstu Pisma wzbudza poważne podejrzenia o niską zdolność racjonalnego myślenie jego autora.
Wreszcie, po cóż więcej [przykładów]? Sam Apostoł ukazuje, co rozumie przez początek, gdy wspomina przyjście Jana Chrzciciela. Bowiem przyjście Jana Chrzciciela nie może być łączone z żadnym innym początkiem niż początek Ewangelii-Dobrej Nowiny – o tym wkrótce powiemy.
Najmocniej przepraszam, o czym znowu mówi autor tego artykułu?
Sam przecież dowodził jeszcze niedawno, że gdy słowo początek jest użyte w formie nieokreślonej [tak jak w omawianym wersecie] należy doszukiwać się jego wyjaśnienia w kontekście najbliższym.
Czas przyjścia Jana Chrzciciela ma się natomiast do początku o którym mówi Jan 1.1 dokładnie tak, jak piernik do wiatraka.
I kto powiedział, że przyjście Jana Chrzciciela jest/ma być z jakimkolwiek początkiem łączone, z czego wynika taka teza?
Mówią jednak, że należy to rozumieć jako początek świata, i że wynika to z wyrazu λόγος, to jest Mowa, i z następnych słów, w których jest powiedziane, że wszystko stało się przez Mowę.
Dokładnie tak (o czym mówiłem wcześniej), wynika to z faktu, że słowo wszystko jest również nieokreślone [nie definiuje wszystkiego w jakimś rodzaju tylko], a zatem oznacza absolutnie wszystko, bowiem do niczego szczególnego się nie odnosi, a stąd nie wyklucza niczego z pojęcia wszystko.
O tym czy i w jaki sposób można zamiennie używać wyrazów słowo i mowa, pisałem wyżej.
Jeżeli mają przy tym na myśli nowe stworzenie, nie będziemy się z nimi zbytnio spierać, a jeśli stare – to ów ὁ λόγος czy też mowa nie ma z nim nic wspólnego, o czym wkrótce powiemy.
Jak już wspomniałam, pojęcie stare stworzenie nie występuje w Biblii, jest neologizmem unitariańskim.
Porównywanie go z nowym stworzeniem jest z tej i z merytorycznych przyczyn całkowicie nieuzasadnione, o czym także już pisałem.
Ale co uderza najmocniej w tym zdaniu to fakt, że zdaniem JSB wyraz logos nie ma ze stworzeniem [tym unitariańskim starym stworzeniem] nic wspólnego!
Doprawdy, nigdy przedtem nie spotkałam się z poglądem do tego stopnia radykalnym.
Cóż zatem mówi Psalm 33:6?
Psalms 33:6: Słowem Pańskiem są niebiosa uczynione, a Duchem ust jego wszystko wojsko ich.
Wersja grecka tego wersetu:
Psalms 33:6: Με τον λογον του Κυριου εγειναν οι ουρανοι, και δια της πνοης του στοματος αυτου πασα η στρατια αυτων.
Czyżby unitarianom Bóg objawił coś, czego absolutnie nikomu innemu nie objawił???
A wyraz początek powinien być zrozumiany już wcześniej, zanim czytelnik przejdzie do tych słów, w których mówi się, że wszystko stało się przez mowę, bo i one powinny być rozumiane według treści, do której się odnoszą, a którą jest Ewangelia-Dobra Nowina.
Nie wiem czy dobrze rozumiem sugestię JSB, ale jeśli tak, to odczytuję w tych słowach odezwę do interpretacji słów Pisma według klucza wcześniej urobionego poglądu biblijnego, żeby nie powiedzieć dogmatycznego .... żenujące!
Pozostaje mi tylko żywić nadzieję, że są jeszcze tacy ludzie, którzy nie pozwolą się ogłupić blichtrem słów tylko dlatego, że wychodzą one z ust „wielkiego autorytetu”.
Początkiem zaś Ewangelii-Dobrej Nowiny było nauczanie Jana Chrzciciela, którego najpewniejszym świadkiem jest Marek, gdy mówi: Początek Ewangelii („Dobrej Nowiny”) Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, tak jak napisano u Proroków: „Oto posyłam Wysłańca mego przed tobą, który przygotuje ci drogę twoją. Głos wołającego na pustkowiu: gotujcie drogę dla Pana, prostujcie ścieżki jego!” Pojawił się Jan chrzcząc na pustkowiu i głosząc chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów (Mk 1,1-4). Czyńcie pokutę: przybliżyło się bowiem królestwo niebieskie (Mt 3,2).
Ano, było, było ….. i co z tego?
A co z początkiem diabła, czy też zaczął istnieć od początku głoszenia Ewangelii-Dobrej Nowiny?
Wszak powiedział Jezus, że on był od początku mężobójcą (?)
Naprawdę, poziom argumentów jakie przytacza JSB bynajmniej nie zachęca do poważnego traktowania jego konkluzji.
I stąd się bierze to, że wszyscy Ewangeliści opisują nauczanie Jana wcześniej niż Chrystusa. Dlatego szczególnie to było celem Apostoła, by przede wszystkim pouczyć, że Jezus jest głównym autorem Ewangelii, a nie Jan Chrzciciel, jakkolwiek on nauczał wcześniej niż Jezus. Co zaznacza także Marek w przywołanych słowach, odnosząc Ewangelię-Dobrą Nowinę do Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, jakkolwiek wskazuje nauczanie Jana jako jej początek, a nawet zaświadcza – tak jak i inni Ewangeliści – że Jezus został ochrzczony przez Jana (w. 9). Apostoł nie mówi zaś, że Jezus był na początku Dobrej Nowiny (któż zresztą tego nie wie? – skoro Jezus był nieco młodszy od Jana, i żył dłużej od niego), ani też, że na początku Dobrej Nowiny był Chrystus-Mesjasz: przyjął już bowiem za pewnik to, co przedsięwziął wykazać na temat Jezusa – ale: na początku – domyślnie: Ewangelii-Dobrej Nowiny – była Mowa.
Jak wykazałem wcześniej: na początku odnosi się do czasu/stanu istnienia/bytności [było] podmiotu [logos], i z tej przyczyny nie ma nic wspólnego z działalnością Jana czy Jezusa, jak nieudolnie łaczy ze sabą JSB.
Z tej samej przyczyny stwierdzenie na początku było logos nie jest równoważne ze stwierdzeniem logos jest początkiem Ewangelii.
.................
Niestety, zdecydowana większość tekstu jaki następuje potem objawia te same błędy, które JSB popełnił wyżej i na których dalej buduje fałszywą interpretację treści Pisma.
Było bowiem czymś zupełnie odpowiednim, by Mowa – prawdziwy wykładacz Ewangelii-Dobrej Nowiny – znalazła się na początku Ewangelii [tj. księgi]. Nie dodaje, czyja to była mowa, bo z samego tekstu daje się rozumieć, że była to Mowa owego jednego Boga. Podobną elipsę mamy niżej w 4,20-21 i w Kol 1,19. Dla nikogo nie jest wątpliwe, że przez Mowę rozumie się tu Jezusa, jak o tym poucza sam tekst i jak Jan ujawnia w wersie 17 – ale Jezusa obdarzonego już zobowiązaniem i godnością mowy. Jeśli więc słowo początek powinno być rozumiane w odniesieniu do Jezusa i do obowiązku mowy, z pewnością nie można tego początku rozumieć inaczej niż początek Dobrej Nowiny, skoro nie jest skądinąd wiadome, jakoby Jezus istniał zanim się stał [tj. przed poczęciem] i podjął się obowiązku mowy. Stąd widać, że próżne są wysiłki tych, którzy na podstawie tego wstępu do Ewangelii chcą udowodnić προϋπάρχει τοῦ λόγου („preegzystencję słowa/mowy”), i o ile nie wykażą tego wcześniej skądinąd, my będziemy rozumieć i słowo początek, i określenie mowa, i wszystko w odniesieniu do Jezusa. Zobacz więcej w komentarzu do wersu 17. Tu zaś po raz pierwszy Ewangelista poprzez tak wzniosły tytuł mowy Bożej wynosi Jezusa ponad Jana, a Jezus wkrótce wykazał, że tytuł ten słusznie mu przydzielono. Nazywa więc Jezusa z emfazą λόγος, czy też mową Bożą κατ' ἐξοχὴν (gr. „w pełnym tego słowa znaczeniu”).
Cóż za nonsens!
JSB wysuwa tu argument (i jak się wydaje czyni to z wiarą w to co mówi), że fizyczna osoba Pana Jezusa, człowiek z krwi i kości – Jezus Chrystus, jest mową, którą On, ten człowiek wypowiada!
Przyznaję, jeśli jest to parabola, to parabola o bardzo dziwnym, zakręconym w gordyjski węzeł kształcie.
Trudno inaczej skomentować ten oczywisty absurd.
Zgrecyzowani Żydzi zwykli nazywać Aniołów Bożych logoi, czyli mowami, jak wiadomo między innymi od Filona; u niego pojawia się też wspaniały i κατ' ἐξοχὴν nazywany ὁ λόγος Syn Boży, którego Filon wykształcony w szkole platońskiej uważa za ideę człowieka i ów obraz Boga, według którego został stworzony człowiek. Nazywali więc Aniołów Mowami Bożymi metaforycznie, bo niczym pośredniczący tłumacze obwieszczali wolę Bożą i wcielali ją w czyn – i taką też moc posiada właściwa Mowa Boża. Ponieważ nikt nie uczynił tego doskonalej od Jezusa, który, niczym pośredniczący tłumacz, przedstawił nam tajemnice Bożej woli co do naszego zbawienia, i wypełnia ją, zasłużenie Ewangelista ozdobił go tym tytułem κατ' ἐξοχὴν. To samo czyni w swoim Liście, gdzie najpierw nazywa go Mową życia z tego względu, że życie, które było u Ojca, pierwszy ogłosił i nam je objawił (1J 1,2), a następnie po prostu Mową (1J 5,7) (jakkolwiek tego miejsca brak w kodeksach o najmniej podejrzanej autentyczności, to jest najstarszych i powstałych przed czasami Hieronima); w Apokalipsie nazywany jest Mową Bożą, i w ten sposób wyraźnie różni się od Boga, którego jest mową. Chaldejczyk Parafrasta Jonatan i Onkelos często dla efektu używają metonimicznie wyrażenia Mowa Boża zamiast Bóg. Bowiem nigdy nie odróżniają Mowy Bożej od osoby Boga, jak to ma miejsce u Jana, ani też nie identyfikują jej z Mesjaszem, bowiem w tych miejscach, w których mówią o Mesjaszu, przeciwstawiają Mowę Bożą – zgodnie z tym, jak rozumieją to wyrażenie – Mesjaszowi. Widać stąd, jak oszukują samych siebie ci, którzy widzą tu [w prologu Ewangelii Jana] mowę, przez którą dokonało się stare stworzenie. Bowiem tamta mowa – to były słowa Boga, którymi nakazywał, aby coś się stało; ta zaś to konkretna osoba – Jezus.
Dobrze się dzieje, że JSB podkreśla absurd wynikający z utożsamienia logos [słowa/mowy] z bytem osobowym, tylko czy przypadkiem sam, trochę dalej, nie pada ofiarą takich urojeń?
Jest natomiast prawdopodobne, że Apostoł nawiązuje do słów Mojżesza, gdy rozpoczyna tymi samymi słowami na początku, gdy wspomina o Mowie, gdy mówi, że wszystko przez nią się stało, gdy przypisuje jej czynienie światła, gdy stwierdza, że przez nią stał się świat; lecz wszystko to mówi – w sposób wytworny – w innym sensie i znaczeniu, jak zwykli postępować ci, którzy robią nawiązania: na tym bowiem polega wdzięk nawiązania. Dlatego też głosi o tej Mowie takie rzeczy, które nie mają żadnego zastosowania do mowy u Mojżesza, z tego względu, że były to wypowiedzi Boga, a nie żadna osoba.
Czy JSB’owi wydaje się, że uchronił się od błędu tłumacząc wypowiedź Apostoła jako „nawiązanie” do logos w aspekcie osoby Jezusa?
Obawiam się, że jest to ten sam wilk, tym razem jednak przyodziany w owczą skórę.
Gdy więc [nasi przeciwnicy] mówią, że ta mowa to Syn Boży, zaprzeczają tym samym, że Syn Boży jest osobą, i stwierdzają, że on raz jest, a raz go nie ma. Gdy bowiem Bóg przemawiał – był, a gdy zaprzestawał mówić – nie było go. Skoro więc jest prawdopodobne, że Mojżesz opisuje dzieło stworzenia na podobieństwo ludzkiego działania, podobnie jak i wiele innych rzeczy jest opisywanych w Piśmie świętym (dlaczego bowiem Bóg miałby mówić we właściwym znaczeniu tego słowa, jeśli nie było tych, którzy by usłyszeli mówiącego? [przy stworzeniu świata]) – cóż innego mówią, niż to, że Syn Boży istniał w rzeczy samej nie dłużej, niż trwało owo mówienie?
Zdaje mi się, podkreślam zdaje, że autor sam gubi się w plątaninie bezsensu swoich własnych argumentów.
Z jednej strony dowodzi, że mowa to osoba Jezus, z drugiej zaś, używając argumentu trynitarnego, sam dowodzi, że pogląd taki rodzi absurd.
Czy JSB na pewno siedzi jeszcze na gałęzi, którą tak skutecznie sam podcina?
Wśród tego gąszczu absurdów na uwagę zasługuje jednak argument podważający sprawozdanie Pisma o rzeczywistym mówieniu [przez Boga], artykułowaniu myśli w wokalny sposób w akcie stworzenia, który pada w ostatnim zdaniu.
Pytanie jest zasadne: po co mówić jeśli nikt nie słucha?
Jednak tak postawione pytanie obnaża zawężony horyzont widzenia, co sprawia że nie może ono być zasadne.
Nie możemy bowiem nie być świadomi istnienia innej niż otaczająca nas materialna rzeczywistości w czasie, w który Pismo opisuje aktu stwarzania świata.
I nie mam tu na myśli bynajmniej niepodważalnego faktu istnienia bytów duchowych w czasie przed stworzeniem świata materialnego, lecz przede wszystkim mechanizm, którego istotę w jakimś sensie obrazuje Romans 10:10.
Widzimy tam, że i sam Bóg, aby ziścić pragnienie woli człowieka [zgodnej z Bożymi intencjami], które już dojrzało w umyśle/sercu tego człowieka, potrzebuje mimo tego usłyszeć zwerbalizowaną postać tej woli.
Istnieje zatem ściśle określona zasada, wedle którego ziszczają się/materializują się zamiary/wola Boga.
Jak widać z powyższego, uruchomienie mechanizmu zmiany w rzeczywistości duchowej, może wymagać fizycznej werbalizacji woli tejże zmiany w otaczającej nas czaso-przestrzeni.
Wydaje się że słowo katalizatorem inicjującym powstanie i/lub transport mocy (być może pola energetycznego) koniecznej do realizacji tego, co pozostawało wcześniej tylko w zamyśle, a co bez zwerbalizowania tego zamysłu nie mogło się ziścić.
Śmiem twierdzić, że ta sama zasada leżała u podstaw wypowiadania przekleństwa do drzewa, które przecież nie słyszało mówiącego Jezusa, a mimo to uschło zgodnie z Jego wolą
Bo – o ile poprawnie rozumujemy – Bóg swoją potężną mocą natychmiast stworzył wszystko, co chciał. I skoro tyle razy czytamy w innych miejscach Pisma, że Bóg powiedział to lub owo – czemu nigdy nie uznajemy tego mówienia za osobę?
Dlatego, że teza o tym iż mówienie/słowo [logos] jest osobą jest absurdalna i tu nie ma co dłużej na ten temat dywagować.
Z pewnością to, co pisze Jan: Na początku była Mowa, a mowa była u „τὸν θεόν” [„Boga”] i „θεὸς” [„Bogiem”] była mowa. Ona była na początku u „τὸν θεόν”, i dalsze wersy, nie mogą dotyczyć czego innego niż osoby, a zatem nie dotyczą ani dosłownie rozumianej mowy Bożej, ani zdolności rozmawiania, ani rozumu, ani potęgi, ani żadnego innego przymiotu Boga.
A tu taki kwiatek...?
Jeśli Bóg mówi, wypowiada logos, to to nie jest osoba, ale gdy Jan mówi o słowie/mowie [logos] to ten fakt czyni z mowy [logos] osobę mówiącą Dobrą Nowinę..!!!???
Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy (nie wyczaruje, lecz wytłumaczy) logikę w takiej konkluzji.
Do tego mamy „rozumieć”, że Jan 1.1-3 i dalsze wersety (nie wiadomo dokładnie do którego) nie mogą dotyczyć ani zdolności mówienia, ani rozumu, ani potęgi, ani żadnego innego przymiotu Boga, lecz że jest tam mowa o osobie zwanej mowa .... - mowa trawa - nie przychodzi mi na myśl trafniejsze podsumowanie tej wypowiedzi JSB.
W jakim bowiem celu mówiłoby się o tym, że mowa, przez którą Bóg rozkazał, by wszystko się stało, była wtedy, kiedy była?
Aby zrozumieć istotę Tego, który się począł z kobiety, a o którym Pismo mówi, że jego wyjścia od prawieków tj od wieczności, na długo wcześniej niż jego narodzenie się w ciele.
Lub inaczej: aby zrozumieć jak w osobie Pana Jezusa, (w człowieku - synu bożym) to co wieczne łączy się z tym co doczesne.
I w jakim sensie mówiłoby się, że była u Boga (1), że była Bogiem (2), i że była na początku u Boga(3)?
Wygląda mi na to, że zamieszanie w głowie JSB wynika z braku wnikliwej analizy tekstu.
Odpowiem:
(1) w takim, w jakim słowo [logos], nie istniejące substancjalnie zdarzenie, nie jest/nie przebywa/nie istnieje/nie występuje samo przez się, a zatem nie jest możliwe definitywne określenie stanu jego bytności w żadnym innym czasie, jak tylko wtedy gdy jest artykułowane, ale i wtedy, jest tylko i wyłącznie ekspresją woli tego, który je wypowiada.
Ten szczególny stan bytności [w bezpośredniej relacji z tym który je wypowiada], najbardziej adekwatnie określa właśnie wyrażenie „u”.
W takim sensie mówi się „u Boga”.
(2) O tym, że było Bogiem mówi się w aspekcie integralnego i tożsamego charakteru relacji pomiędzy Bogiem słowa wypowiadającym tj. świadomością Boga i treścią słów wyrażających stan Bożej świadomości.
Także w sensie chwały [logos] wynikającej z faktu, że było ono wyłącznym „narzędziem” realizacji woli Boga, siłą sprawczą Jego woli, tożsamą z racji integralności jaka zachodzi pomiędzy osobą i słowami przez nią wypowiadanym.
Informację o tym przekazuje w dosadny sposób Psalms 33:6.
SZYSTKO zostało uczynione słowem [logos] Boga, Bóg rzekł – wypowiedział słowa i stało się/zaistniało realnie to, co On zdefiniował swoimi słowami.
I już na koniec, aby potwierdzić wiarygodność Bożej natury Pana Jezusa – drugiego człowieka.
Myślałem, że to jest zrozumiałe dla wszystkich....
(3) O tym że było [logos] na początku u Boga mówi się w sensie zaakcentowania faktu, że było początkiem, pierwotną, jedyną i bezpośrednią siłą sprawczą aktu stworzenia, było przed tym nim jeszcze się cokolwiek stało, co jest logicznym wnioskiem ze zdania: przez nie wszystko się stało co się stało.
Oczywistym jest bowiem, że to [logos] przez które staje się wszystko, jest przed tym co się przez nie staje, jest na początku stawania się tych rzeczy, które się przez nie stają.
To niezwykle ważny fakt, z niego bowiem wynika, w kontekście Jan 1.14, chwała jednorodzonego [syna], poczętego ze słowa które się stało ciałem, o czym mowa w wersetach 14 i 15.
Świadectwem takiego stanu rzeczy jest Col 2:9 Gdyż w nim mieszka wszystka zupełność bóstwa cieleśnie.
Naturalne przymioty Boga są wszakże nie tylko na początku, ale zawsze, nie u Boga, ale w Bogu są i były, i nie są oddzielne od osoby Boga.
To fakt, tylko że tu nie o takich przedmiotowych atrybutach Boga mowa.
Słowo, czy też mowa, jest potencjalnym, a nie substancjalnym przymiotem [Boga] dlatego nie może być „w Bogu zawsze”. Aby mogła być „w Bogu” musiałaby być wielkością istniejącą nieustannie, a ponieważ taką nie jest, nie istnieje w dowolnym czasie i dlatego Pismo definiuje ją w kategorii potencji, adekwatnie stwierdzając, że jest ona u Niego, a nie w Nim.
A któż nie wie, że stwórca stoi u początku stworzenia?
To mam nadzieję wiedzą wszyscy, ale tam słowo a nie stwórca jest podmiotem zdania.
To zaś, co było na początku, nie było jednocześnie przed owym początkiem, a tym bardziej bez początku.
Czyżby?
Czy na pewno siła sprawcza nie istnieje przed rzeczą przez nią sprawioną?
Jeśli zatem sprawia wszystko od początku, czyż nie istnieje przed tym początkiem?
Niebo i ziemię Bóg stworzył na początku. Niebo i ziemia były więc na początku, a nie przed początkiem. Następnie, któż owego jedynego Boga, nazwałby mową tegoż jedynego Boga, oddzielną od osoby jedynego Boga? Któż powiedziałby, że ów jedyny Bóg był u jedynego Boga? Któż przeciwstawiałby owego jedynego Boga – jedynemu Bogu, jako od niego różnemu? I to w ten sposób, że przeciwstawiając go temu jedynemu Bogu, mówiłby – nie bezwzględnie i podmiotowo, ani też z emfatycznie, lecz tylko predykatywnie [albo: orzecznikowo], i nie emfatycznie – że był on Bogiem?
Czy JSB nie strzela sobie tutaj w swoją stopę?
Nie rozumie biedaczysko, że słowo jest formą przekazu myśli?
I któż ośmieliłby się powiedzieć, że słowa wypowiadane przez Boga nie są wyrażeniem myśli tegoż Boga?
Bowiem, jeśli ktoś, idąc za starożytnymi Ojcami, mówi, że mowę należy rozumieć jako osobę różną od jedynego Boga, która jednak była już na początku starego stworzenia, i następnie stała się człowiekiem-Jezusem, niech wykaże to raczej skądinąd, z pomocą jasnych słów Pisma. To miejsce jest zbyt niejasne, aby z niego można było to udowodnić, zwłaszcza że sam człowiek-Jezus, bez owej osoby, zupełnie wystarcza jako źródło interpretacji dla tego miejsca, ta zaś osoba nie ma żadnego związku z tym miejscem, i kompletnie zaćmiewa Jezusa-człowieka i jego boską chwałę, o czym powiemy w stosownym miejscu, i ani sama nie mogłaby stać się człowiekiem (zaprzestałaby bowiem być tym, czym była), ani też przeciwnie, człowiek nie mógłby stać się osobą, która już wcześniej była (bo tego, co się staje, [uprzednio] jeszcze nie było), ani też dwie osoby nie mogłyby być jedną osobą, a gdyby były, byłyby nową, inną osobą; ani człowiek nie może być substancją, którą ze swej natury nie jest, podobnie jak, skoro jest rozumny, nie może być [jednocześnie inną] osobą, ani też, jeżeli jest człowiekiem, który nie jest [inną] osobą, tym bardziej nie może być tą osobą, która istniała przed założeniem świata, ani też stworzyć wspólnie z nią jakiejś (choćby innej, nowej) osoby, pozbawiony wszelkiej po temu istoty i bytności.
Nie będę komentował sporu nieznanych mi ludzi o jakieś absurdalne wymysły jednych czy drugich.
Fragment jest, wbrew ocenie JSB jasny, choć to wcale nie wyklucza, że dla niektórych on takim nie jest. Należy mieć świadomość tego, że czymś zupełnie innym jest jasność treści przekazywanej, a jasność interpretacji tego przekazu.
Ta ostania może wydawać się niejasna, mimo że ta pierwsza jest absolutnie klarowna.
I nikt nie zaprzeczy przecież temu, że gdy się nie rozumie co jest mówione (nawet jeśli mówiący wyraża się bardzo precyzyjnie), wtedy to co jest mówione jest dla bezrozumnego słuchacza „bardzo niejasne”.
Ze względu na swą substancję, człowiek jest człowiekiem i niczym innym, tym bardziej zaś boską osobą istniejącą przed światem.
Człowieczeństwo wyklucza wszystko, co jest nie-człowiekiem. Cokolwiek jest, czy też nie jest, i wszystko, co jest, na ile jest, na tyle jest jednością [tj. każdy byt jest w całej swej istocie odrębną jednością i nie może być zarazem czym innym]. Widać stąd, co należy sądzić o tej osobie, o której mówi się, że jest obrazem Boga, którą Bóg poczyna, kontemplując samego siebie, która – ponieważ Bóg nieustannie kontempluje samego siebie – nieustannie także jest rodzona. Taka interpretacja bowiem, skoro nigdzie nie jest przekazana wyraźnie w słowach Pisma, ani też sama z siebie nie ma żadnego prawdopodobieństwa, bezpodstawnie jest wyprowadzana – i to w odniesieniu do Jezusa – z określenia λόγος. Takie poglądy należy pozostawić tym, którzy wolą karmić się płodami swego umysłu niż niezbitą prawdą rzeczy. Niech sobie mają Syna Bożego, który w boskim rozumie zawsze podtrzymuje poczynanie i myśl, i w ten sposób ciągle się rodzi;
W tym poglądzie jestem z unitarianami jak i ze wszystkim jasno myślącymi ludźmi świata absolutnie zgodny.
Zwracam jednak uwagę na fakt, że Bóg dokonał w osobie Jezusa czegoś nowego, powołał do istnienia drugiego człowieka w akcie nowego stworzenia. Ten drugi człowiek różni się w swej naturze zasadniczo od pierwszego człowieka.
Pierwszy jest cielesny drugi duchowy, boski.
Nie zaprzecza to w żadnej mierze temu, że i ten drugi jest człowiekiem.
Należy jednak rozumieć różnicę jaka pomiędzy nimi zachodzi o czym dostatecznie jasno wypowiedział się apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian:
1 Corinthians 15:47: Pierwszy człowiek z ziemi ziemski; wtóry człowiek sam Pan z nieba.
W tym drugim cieleśnie zamieszkuje pełnia boskości (Col 2:9) co nie czyni Go ani kimś więcej niż człowiekiem, ani kimś mniej niż człowiekiem, ani bogiem i człowiekiem, lecz zwyczajnie innym niż pierwszym człowiekiem, a to za sprawą natury nasienia z jakiego został spłodzony.
nam niech zostawią już dawno zrodzonego, z odwiecznego, poprzedzającego czas zamysłu boskiego rozumu, wydanego na świat, gdy nadeszła pełnia czasów.
Zostawiam tedy unitarianom, wedle ich życzenia, syna zrodzonego z zamysłu boskiego rozumu [jak można się zrodzić z zamysłu?], sam wierząc w człowieka zrodzonego z odwiecznego, poprzedzającego istnienie czegokolwiek ducha YHWH, który ożywia słowa Boga tak, że one same przez się są nosicielami życia i stały się ciałem, które umożliwiło spłodzenie Jezusa.
W tych więc słowach na początku była Mowa Ewangelista mówi, że Jezus (do którego odnosi się określenie mowa) już wówczas, gdy rozpoczynał głoszenie Ewangelii, miał już powierzony od Boga obowiązek mowy κατ' ἐξοχὴν [„w pełnym tego słowa znaczeniu”], chociaż jeszcze go nie wypełnił.
Na to życzeniowe stwierdzenie JSB nie ma jednak żadnego dowodu biblijnego.
W tych słowach Ewangelista mówi o logos-słowie, nie mowie, za sprawą którego na początku Bóg stwarzał świat, nie odnosi zatem Ewangelista tych słów do Jezusa, jak błędnie konstatuje JSB.
Wynika więc z tego, że Jezus, chociaż przyszedł, gdy głoszenie Ewangelii zostało już zapoczątkowane, i zdecydował się przyjąć chrzest od Jana, nie był jednak uczniem tego, który zapoczątkował Ewangelię i go ochrzcił, ale głównym posłańcem Bożym, którego tamten poprzedził, niczym jutrzenka słońce – a zatem nie był nauczycielem swego następcy, tylko przyszłym uczniem. Wszak główni posłowie także mają zwyczaj najpierw wskazywać i kontynuować to, co wysłannicy posłani wcześniej [rozpoczęli], aby im przygotować drogę.
Nie biorę udziały w tym sporze.
I tak Apostoł zapewnia o godności Chrystusa, gdy nazywa go w Ewangelii i Mową Bożą κατ' ἐξοχὴν, i głównym Posłańcem Boga, i co za tym idzie, poucza, że już na początku Ewangelii-Dobrej Nowiny – jakkolwiek rozpoczętej przez kogo innego, wysłanego przed nim – został przez Boga naznaczony zobowiązaniem. Bez wątpienia Jan był głosem wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jezus zaś był κατ' ἐξοχὴν Mową Bożą, która nie tylko wyłożyła wszystkie tajemnice boskiej woli co do naszego zbawienia, ale także wyposażona w boską moc, w całości naszego zbawienia dokonała. I skoro jest oczywiste, że tytuł Mowa oznacza Jezusa, nie powinniśmy na podstawie wyrazów początek i Mowa, które same z siebie mogą dopuszczać różną interpretację, i, w następstwie, na podstawie tego, co mówi się tu o Mowie, czynić z Jezusa osoby, która była, zanim Jezus został poczęty i narodzony, a zatem samego jedynego Boga, lecz rozumieć i interpretować to wszystko w odniesieniu do Jezusa, jako rzeczy ze wszystkich najbardziej znanej i najpewniejszej.
Powyższa wypowiedź jest najlepszym dowodem słuszności zasady o wyciąganiu fałszywych wniosków na podstawie fałszywej tezy, nic dodać, nic ująć.
Następnie, widać stąd, że wyraz ὁ λόγος poprawniej jest przełożyć mowa [sermo] , jak uczynił Erazm i niektórzy inni, niż słowo [verbum]. Bo do przedstawienia Bożej woli potrzeba większej liczby słów, które składają się na mowę, i sam wyraz ὁ λόγος oznacza właściwie mowę. Jeśli jednak wyraz słowo jest użyty jako synekdocha zamiast mowa, [wtedy] oddaje to sens – bo i ὁ λόγος oznacza czasem słowo. Widać stąd, że przez ὁ λόγος nie rozumie się [tu] osoby, która jest najwyższym Bogiem. Tytuł ten, przyjęty dla oznaczenia osoby różnej od jednego Boga, wskazuje na sługę Bożego, nie samego najwyższego Boga.
Mowa trawa, dowiodłem wcześniej że sens zdania, szczególnie słowa na początku wymuszają inną interpretację.
Słowo jest pojęciem pierwotnym względem czynności mowy. Mowa nie czyni słów, to słowa składają się na mowę. Co jest konsekwencją czego i co uprzedza inne, jest tu jasne i logiczne, a ponieważ jest mowa o początku, toteż nielogicznym jest mówienie o początku w stosunku do czegoś co jest następstwem czegoś innego, czegoś co poprzedza to drugie. To wskazuje, że logos winno tu być poprawnie przetłumaczone na słowo, a NIE mowa.
Niektórzy Chaldejczycy Parafraści używają określenia mowa Boża zamiast Bóg, ale jako metonimii efektu [łac. metonymiam effecti], nie odróżniają zaś Mowy Bożej od Boga, jako osoby od osoby. Podobnie Jan, przy użyciu tegoż rodzaju metonimii, nazywany jest głosem wołającego na pustyni (w. 22). Podobnie, poprzez metonimię cechy zamiast podmiotu [łac. metonymiam adjuncti pro subjecto], zamiast samego Boga używane jest określenie imię Boże, i Majestat Królów, albo łaska, albo godność, tak jak i w przypadku innych osób – [takie określenia] są używane zamiast określeń wskazujących wprost na osoby, ale nie oznaczają osób od nich odrębnych. Nadto, któż – jak już poprzednio zwróciliśmy uwagę – mówiłby, że ów jedyny i najwyższy Bóg był na początku stworzenia? Bo czy jest ktokolwiek tak nierozumny, by o tym nie wiedzieć?
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ekwilibrystykę tego argumentu wymusza błąd założenia pierwotnego.
Oczywiście, że słowo [logos] nie jest żadną osobą, a stąd, że nie istnieje potrzeba argumentowania błędu wynikłego z tej fałszywej interpretacji.
Natomiast jedność osoby Boga z Jego mową, ze słowami które On wypowiada, jeśli jest rozumiana nie w kategoriach osobowych lecz naturalnych, rodzi taki zamęt interpretacyjny, na którym łamią sobie zęby nie tylko wyznawcy trójcy, ale jak się tu teraz okazuje, również unitarianie.
Apostoł pisze dalej: A Mowa była u Boga – „πρὸς τὸν θεόν”. Dodaje coś nowego na temat tej mowy, nie mniej, a nawet bardziej niezwykłego – wywód Apostoła postępuje bowiem wzwyż. Mówi: A Mowa była u Boga – stąd nie było potrzeby, aby czegokolwiek uczył się [Mowa-Jezus] od Jana, i był jego uczniem, skoro miał w niebie innego Mistrza i Nauczyciela; tak więc zaiste przystało, aby Jezus, który był Mową Bożą, to jest pośredniczącym tłumaczem i pierwszym wykładaczem boskiej woli, posłańcem i przyszłym narzędziem Ewangelii, był dołączony do Boga i był u Boga, i od niego otrzymał polecenia, jak sam o sobie świadczy w tej Ewangelii i jak mówi o nim Apostoł w wersie 18.
Naprawdę?
[Mowa-Jezus] była u Boga?
W jaki sposób Jezus [człowiek wszak] BYŁ U Boga???
I od kiedy Jezus BYŁ U Boga?
Czy to ten sam Jezus który się narodził w Betlejem, człowiek, Mesjasz, był zanim się narodził?
Takie bujdy opowiadają przecież trynitarianinie, czyżby JSB niepostrzeżenie przemkną się na zaplecze głównego frontu i wmieszał niepostrzeżenie w szyki wroga?
„Jezus, który był Mową Bożą” ... „był u Boga” ........ interesująca teoryjka.....
Należy tu zaś odnotować emfazę położoną na wyrazie Bóg, dla oznaczenia jedynego i najwyższego Boga, czy też Boga κατ' ἐξοχὴν, i w następstwie nazwania go w sposób bezwzględny czy też podmiotowy, antonomastycznie. Stąd oczywiste jest, że Mowa nie jest jedynym i najwyższym Bogiem. Nie jest to bowiem jeden [byt], ale zupełnie [odrębne] dwa, z których jeden jest u drugiego; bo w tym fragmencie nie ma nigdzie miejsca na dwie – jak oni [tj. nasi przeciwnicy] je nazywają – osoby. Dla nich bowiem dwie osoby są jedynym Bogiem, a zatem jedna z nich nie może być u Boga, lecz obie są jednym i tym samym w liczbie Bogiem – w czym zresztą kryje się jawna sprzeczność.
Faktycznie, tylko że różnica pomiędzy tym co mówią przeciwnicy i tym co insynuuje JSB jest taka jak między sieczką i obrokiem (w jednym i drugi jest mnóstwo plewa, słomy), czyli żadna .....
Nie ma w tym zdaniu emfazy, której istnienie insynuuje JSB, także różnice pomiędzy wyrazem Bóg określającym osobę Boga i Jego logos istnieją tylko w wyobraźni JSB.
Słowo [logos], a nie Bóg, jest podmiotem tych zdań, ono jest emanująca z wnętrza Boga „technologią” twórczego aktu.
Nadto, uwidocznia się tu wielka różnica między obydwiema osobami.
Jakimi osobami skoro JSB sam przecież wyraźnie mówi: „bo w tym fragmencie nie ma nigdzie miejsca na dwie – jak oni [tj. nasi przeciwnicy] je nazywają – osoby.”!!!
Czyżby JSB cierpiał na amnezję?
Jedna jest nazywana ὁ λόγος, domyślnie τοῦ Θεοῦ [„Boga”], druga ὁ θεὸς – jedynym i najwyższym Bogiem. Czy jednak jedna mogłaby być przeciwstawiana drugiej poprzez ten tytuł, jeśli obie byłyby jedynym i najwyższym Bogiem? I to o Mowie mówi się, że była u jedynego Boga, niczym Wysłaniec u Króla, a nie o Bogu, że był u Mowy. Jasne jest także, że chodzi tu o czasy Ewangelii, nie zaś o pierwsze stworzenie wszystkich rzeczy. Bo skoro nie było [przed stworzeniem] niczego poza Bogiem, jakiż był sens w stwierdzeniu, że to, co wówczas było, było u Boga? Są tacy, którzy sądzą, iż o Mowie mówi się, że była u Boga, dlatego że była znana tylko Bogu; kierują się w tym słowami Jana z 1J 1,2: Głosimy wam życie wieczne, które było u Boga i nam się objawiło. Ale Mowa była znana tylko Bogu choćby z tego powodu, że była u Boga w niebiosach. Apostoł mówi o Mowie bez wątpienia to samo, co Mowa sama o sobie:
Jasne.... mowa mówi o sobie, że jest człowiekiem ...... oczywiste.....!!!
Syn Człowieczy wstąpił – ἀναβέβηκεν [gr. „wstąpił”] (w przeszłości) do nieba i zstąpił z nieba (J 3,13), i wstąpi do nieba, gdzie był wcześniej (J 6,62). Bowiem nawet Syn człowieczy nie może być w niebie, jeśli do niego nie wstąpi. Mówi przeto uczniom to, czego dowiedział się od mistrza. Nadto Ewangelia ta dostarcza nam kolejnego wyjaśnienia przywołanego fragmentu z listu Jana – zob. J 8,58. Jan mówi bowiem, że objawiło się życie, które było u Ojca – jako że wyraźna obietnica, już niegdyś utwierdzona przez Ojca, nie była jeszcze [wcześniej] wcielona w czyn, została już wcielona wobec nas – tak więc i Mowa była u Boga, zanim wobec nas nie została wcielona.
A świstaki zawijają to wszystko w srebrzystą folię.
Życie, które się objawiło, należy rozumieć jako spełniającą się „obietnicę już niegdyś utwierdzoną przez Ojca”?
JSB nie rozumie najwyraźniej czym jest życie!
Życie, esencja życia, siła sprawująca życie czy też przyczyna życia, a obietnica życia, to dwa totalnie rożne pojęcia, które tu JSB pomyłkowo utożsamia.
O ile prawdą jest, że życie [słowo] się w osobie Jezusa ucieleśniło, o tyle stwierdzenie, że objawiona obietnica jest życiem, jest zwyczajnie pozbawione sensu.
Obietnica się naturalnie spełniła i spełniła się za sprawa przyjścia Pana Jezusa, ale obietnica to nie życie!
Ale i co do pierwszej części poprzedniego fragmentu należy się nieco więcej wyjaśnienia.
Otóż całkowicie niesłuszna jest konkluzja autora mówiąca „Bowiem nawet Syn człowieczy nie może być w niebie, jeśli do niego nie wstąpi.”
Jest ona zdecydowanie sprzeczna z oświadczeniem Jezus który powiedział: „A nikt nie wstąpił do nieba, tylko ten, który zstąpił z nieba” ( John 3:13)
Wstępowanie do nieba [i bycie w nim] jest w tej wypowiedzi Pana uwarunkowane poprzednim zstąpieniem (a więc byciem tam) z nieba.
Aby zrozumieć istotę tego zagadnienia, unitarianie musieliby odczytać i zrozumieć wypowiedzi Jezusa w sposób dosłowny, a ponieważ oni je wyginają w niezwykłego kształtu parabolę, toteż i ich wnioski są powykręcane i z prostą przesłaniem w nich zawartym nie mają niestety wiele wspólnego.
A przecież Pan mówił wyraźnie, że nie pochodzi z tego świata i nie może być co do dosłownego znaczenie Jego słów najmniejszej wątpliwości, On ich nie wyginał!
Tylko dlatego mógł wstąpić do nieba, że z niego zstąpił – z niego pochodził.
Pochodził z niego nie w sposób filozoficzny lecz dosłowny, i oczywiście że nie preegzystował, że się począł w łonie kobiety, że był człowiekiem.
Unitarianom, tak jak i trynitarianom, w głowie się to nie mieści i dlatego jedni i drudzy wymyślili przesłanki filozoficzne, które mają za zadanie tłumaczyć te na pozór sprzeczne ze sobą fakty
Jedni czynią to z pozycji skrajnego racjonalizmu, drudzy z pozycji skrajnego mistycyzmu.
Znaczenie tych tajemniczych słów Jezusa wynika z faktu Jego poczęcia się z ducha, pierwiastka wiecznego pochodzącego z nieba [zszedł z nieba] i natury duchowej takiego bytu, która jest warunkiem koniecznym do wejścia do Królestwa Bożego [wstąpienie do nieba].
Jezus wyraził tę prawdę w dosadny sposób w rozmowie z Nikodemem.
Jeśli się ktoś ie narodzi z ducha [nie pocznie się, nie zejdzie z wysokości, z nieba] nie wejdzie do Królestwa Bożego [do nieba] John 3:3.
I Bogiem była Mowa: trzecim twierdzeniem – ważniejszym niż dwa poprzednie – które Apostoł wypowiada o Mowie, jest takie, że była Bogiem; z pewnością poucza w ten sposób, że była znacznie doskonalsza i bardziej boska od Jana, żadną miarą zaś, że była jedynym Bogiem: nie mogłoby być bowiem jakiegokolwiek porównania między Janem a jedynym Bogiem – tymczasem bez wątpienia te słowa pisane są w porównawczym odniesieniu do Jana. Zob. w. 6. Słowo Bóg położone jest tutaj bowiem bez emfazy, by zaznaczyć, że Mowa żadną miarą nie jest jedynym Bogiem, któremu jest nawet wyraźnie przeciwstawiona, jako różna [od niego] – ale jest nazwana Bogiem predykatywnie [albo: orzecznikowo], gdyż przez jedynego Boga została uczyniona Elohim, to jest Bogiem, obdarzona przez niego boską mocą i potęgą, dzięki której nadto zadanie [wygłaszania] mowy było dziełem w całej pełni boskim. Chociaż bowiem wyraz θεὸς jest w tym zdaniu położony wcześniej, a wyraz ὁ λόγος później, zgodnie ze zwyczajem Jana, który kolejne zdanie rozpoczyna od wyrazu, którym kończy się poprzednie (zabieg ten stosuje też Apostoł Piotr), to jednak wyraz ὁ λόγος stanowi podmiot, a wyraz θεὸς orzecznik. Jest bowiem wielu Bogów (Elohim), zwanych Bogami predykatywnie, jednakże jest tylko jeden Bóg, zwany Bogiem κατ' ἐξοχὴν i podmiotowo, mianowicie Ojciec Chrystusa (1 Kor 8,6), który też z tego względu nazywany jest Bogiem Najwyższym i Bogiem Bogów, i emfatycznie ὁ θεὸς. Między tymi zaś, którzy tylko predykatywnie zwani są Elohim, to jest Bogami, pierwsze i nadzwyczajne miejsce zajmuje Chrystus, który jest ową mową Bożą, a nadto Królem Królów, i Panem Panów, i Sędzią wszystkich żywych i umarłych, a także dowódcą Anielskich mocy, uczynionym i ustanowionym przez Boga. Apostoł mimochodem zaznacza, że Jan Chrzciciel nie jest porównywalny z Jezusem, zwłaszcza że Jezus ze względu na swą boską moc i potęgę zasługiwał na wyjęcie z liczby ludzi, nawet gdy jeszcze przebywał na ziemi.
Już o tym pisałem.
Dywagacje na temat wyrażenia logos w kontekście bytu osobowego są absolutnie pozbawione jakichkolwiek biblijnych i logicznych podstaw.
I dlatego mówi, Mowa była Bogiem, by ktoś nie sądził, że Jezus nie był Bogiem [tj. nie posiadał boskiej mocy –], skoro jako śmiertelny żył między śmiertelnymi.
Doprawdy, wyobrażenie JSB o źródle boskości Jezusa jest ni mniej ni więcej tylko infantylne.
Czyżby istniały we wszechświecie takie byty, których przymioty nie wynikają bezpośrednio z ich natury?
Czym zatem, jeśli nie zwykłym intelektualnym infantylizmem jest sugestia JSB, że jak powiada: boskość Jezusa wynika z faktu nazwania Go Bogiem?
Proszę mi wybaczyć, ale w obliczu takich „argumentów” ja się poddaję bezwarunkowo.
Któż zaś mówi tu o jedynym Bogu? Czy może być jakakolwiek wątpliwość, że ów jedyny i najwyższy Bóg jest i był Bogiem? A jeżeli Mowa była jedynym Bogiem, cóż innego byłoby tu powiedziane, niż to, że jedyny Bóg był na początku, i że jedyny Bóg był u jedynego Boga, i że jedyny Bóg był jedynym Bogiem, i że jedyny Bóg był na początku u jedynego Boga, i że jedyny Bóg uczynił wszystko przez jedynego Boga; i jakże niedorzecznie to wszystko byłoby powiedziane!
No właśnie...
Ale czy niedorzeczność, na którą tu JSB wskazuje, nie wynika z niedorzecznego traktowania Mowy w kategoriach osobowych, proceder który JSB (świadomie bądź nie) sam uprawia ...???
Wers 3
Wszystko przez nią się stało. Wyjaśnia przyczynę, dla której czci Jezusa tytułem Mowy, nawiązując do owej mowy Boga, przez którą niegdyś dokonało się stworzenie wszystkich rzeczy, i w związku z tym także do samego starego stworzenia wszystkich rzeczy; jakkolwiek cel każdej boskiej mowy jest taki, by sprawiała wszystko, czego Bóg chce, i obwieszczała wolę Bożą.
Nie nawiązuje, lecz mówi wprost. Nie mówi o Jezusie, o jakimkolwiek Jego tytule, lecz przedstawia logos [słowo Boże] od początku, ażeby wiadome było źródło chwały Jezus wynikłej z natury słowa które „ciałem się [dosłownie] stało” (wer 14).
Skoro więc w nowym stworzeniu wszystko stało się przez Jezusa, i boska wola odnośnie naszego zbawienia została w doskonały sposób obwieszczona, słusznie [Apostoł] odznacza Jezusa tytułem Mowy Bożej κατ' ἐξοχὴν .
JSB nie rozumie co to jest nowe stworzenie, i opowiada baśnie na jego temat.
Nowe stworzenie nie stało się przez Jezusa.
Jezus jest nowym stworzeniem.
Nie powstał od czasu Adama inny gatunek ludzi na ziemi (za wyjątkiem nefilms, który powstał wbrew woli Boga) aż do chwili poczęcia się Jezusa. Stworzenie Adama zakończyło akt stworzenia wszechrzeczy i dlatego powstanie zupełnie nowego gatunku człowieka zrodzonego bezpośrednio z Boga jest nazwane „nowym stworzeniem”.
Mówi: Wszystko przez nią się stało. Zauważ, [o czym mówi,] że się stało – zaznacza to w kolejnej cezurze. Otóż wszystko jest rozumiane w odniesieniu do Ewangelii-Dobrej Nowiny, i co za tym idzie, do wydarzeń dotyczących nowego stworzenia, które wówczas były jeszcze niedawne. Mówi się tu bowiem o Ewangelii-Dobrej Nowinie, i wyraz wszystko zawsze odnosi się do powiązanej z tym treści.
Wszystko zawsze oznaczało bezwzględnie wszystko i nigdy nie oznaczało wszystkiego w ściśle określonym podzbiorze zbioru zawierającego wszystkie rzeczy.
JSB dopuszcza się dziecinnego błędu logicznego i brnie w nim do granic absurdu.
Nie jest tak, jak ktoś mógłby powiedzieć, że początek Ewangelii bez wątpienia odnosi się do Ewangelii-Dobrej Nowiny, a jednak to nie o niej się mówi, że stała się przez Mowę. Sam kontekst bowiem mówi, że chodzi tu o wszystko to, co dotyczy Ewangelii-Dobrej Nowiny i co stało się po jej zapoczątkowaniu, skoro zostało już powiedziane, że na jej początku Mowa była u Boga, a zatem nie wykonywała jeszcze swego zadania.
Jak wyżej, zwyczajna bzdura, wszystko odnosi się do wszystkiego bez wyjątku właśnie, skąd wiadomo, że do stworzenia [bezwzględnie wszystkiego], a nie do Ewangelii-Dobrej Nowiny się odnosi.
Dodaj [do tego] i to, że orędzie Jana Chrzciciela, choć było pewnym wstępem i przygotowaniem do nowego stworzenia, to jednak nie było jego częścią. Nowe stworzenie przynależy trwale do Chrystusa, jako do przyczyny, z której [się dokonało]: Ef 3,10, Kol 1,16, Hbr 1,2. I ci, którzy słysząc orędzie Jana Chrzciciela czynili pokutę, nie stawali się – w rozumieniu tego fragmentu – nowymi ludźmi, gdyż pokuta, którą głosił, nie wykraczała poza starożytne zasady Prawa.
Jak wyżej, powtarzam: JSB dopuszcza się dziecinnego błędu logicznego i brnie w nim do granic absurdu.
Przez wyraz wszystko rozumie się więc prawdziwe światło świata (w. 4), łaskę i prawdę (w.17); rozumie się owe wszystkie cudowne dzieła, a wśród nich bardzo obfite rozlanie Ducha Świętego, rozumie się nawrócenie tylu Żydów na wiarę w Chrystusa, powołanie i ponowne zjednoczenie z Bogiem narodów, i zaprowadzenie pokoju między wszystkim, co jest w niebie i na ziemi, i całkowite zjednoczenie [tego wszystkiego] w Chrystusie jako głowie: Ef 1,10, Kol 1,20-21; wśród tych rzeczy zawiera się także nowe stworzenie: 2 Kor 5, 17-18, Gal 5, 15-16, Ef 2,10-15 i 3,9-10, Kol 1,16, Hbr 1,2.
Tego niestety nie rozumie się przez wszystko, bowiem w omawianym fragmencie Pisma wszytko odnosi tylko do rzeczy stworzonych przez słowo:
Wszystko przez nie się stało.
Światło świata nie należy do zbioru rzeczy stworzonych, dlatego nie mogło powstać ani przez mowę Jezusa, ani w wyniku głoszenia Ewangelii.
Ono jest częścią natury Boga i z Nim/w Nim przyszło.
Apostoł mówi zaś, że wszystko stało się przez Mowę, a zatem przez Boga, gdyż Bóg jest pierwszym i najważniejszym sprawcą tego wszystkiego. Mowa zaś – na co wskazuje sam tytuł „Mowy” – to ten, przez którego Bóg to wszystko uczynił, albo ten, którego Bóg obdarzył potęgą i mocą do uczynienia tego wszystkiego. Któż bowiem powiedziałby, że Mowa jest jedynym i bezwzględnie najwyższym Bogiem?
No to nareszcie jesteśmy w unitariańskim domu!
Jezus jest w nim stworzycielem przez małe „s”, stworzycielem drugiej generacji, facetem któremu pierwszy i najważniejszy sprawca wszystkiego, wydał [z łaski, bo jakże inaczej] licencję na tzw drugie „nowe stworzenie”.
Groteskowość takiej sudestii po prostu zwala człowieka z nóg!
A bez niej nic się nie stało. [Apostoł] dodaje to, gdyż także przez Apostołów wiele zostało uczynione, jednakże nie bez udziału tej Mowy, która wspierała wszystkich Świętych mocą Ducha i swoją opieką.
Chciałoby się zapytać: A przez samego Pierwszego Sprawcę wszystkiego nic się nie stało?
Czy i Pierwszy Sprawca wszystkiego czynił to co czynił „nie bez udziału tej Mowy - Jezusa”???
Stąd sam Jan pisze w rozdziale 15 w. 5: Beze mnie nic nie możecie uczynić. Czy naprawdę ktoś, mówiąc o starym stworzeniu, powiedziałby, że bez jedynego Boga nic się nie stało? Tak jakby ktokolwiek inny miał w tym jakiś udział, nie bez jedynego Boga, i jakby jedyny Bóg nie uczynił wszystkiego, bez kogokolwiek innego.
Co za bezsens.
Czyż JSB nie dowodził tu, że latorośle [wszyscy wierzący wszczepieni w winną macicę] są stworzycielami trzeciej już teraz generacji???
Cóż bowiem innego oznacza jego argument [Beze mnie nic nie możecie uczynić] w kontekście [drugiego liczebnie jego zdaniem] „nowego stwarzania”?
Co się stało. Apostoł dodaje to, by zaznaczyć, że mówi o takim staniu się wszystkich rzeczy, względem którego istnieje wiele takich [rzeczy], które się nie stały [albo: nie zostały uczynione]:
Zatem dowodzi JSB, że w zdaniu: Wszystkie rzeczy przez nie się stały, a bez niego nic się nie stało, co się stało, fraza ostatnia wyklucza ze zbioru wszystkich rzeczy uczynionych, rzeczy które jakoby istnieją, ale nie zostały uczynione!!!
Czy nie ocieramy się tutaj o sferę rzeczy niestworzonych?
Ten gigantyczny absurd wzbudza we mnie naturalny, jak mi się wydaje, dla wszystkich zdroworozsądkowo myślących ludzi wewnętrzny sprzeciw.
w innym wypadku któż by nie wiedział, że to, co się nie stało, nie stało się? I gdyby nie istniało zupełnie nic, co się nie stało, jaki byłby sens wykluczania tego, co jest niczym? Wynika stąd jasno, że Apostoł nie mówi o starym stworzeniu, względem którego nie ma niczego, co nie zostało uczynione przez Boga, lecz o rzeczach powiązanych z kontekstem, to jest, z Ewangelią-Dobrą Nowiną, w których działaniu zawiera się nowe stworzenie.
Posuwa się w tym absurdzie JSB do tego stopnia, że sam wyklucza Boga z [drugiego] nowego stworzenia, definiując je w zbiorze nie stworzonych w akcie „starego” stworzenia.
Mówi wszak: Apostoł nie mówi o starym stworzeniu, względem którego nie ma niczego, co nie zostało uczynione przez Boga!!!
Zatem względem nowego SĄ takie co nie zostały uczynione przez Boga!!!
I to mówi człowiek wierzący?
Bo gdyby ktoś powiedział, że wykluczany jest tutaj Bóg czy też sama Mowa, byłoby to bezsensowne. Któż bowiem mógłby nie dostrzec, że Bóg, który uczynił wszystko przez Mowę, nie został uczyniony przez Mowę, ani też Mowa, jakkolwiek skądinąd została uczyniona przez Boga, nie została uczyniona sama przez siebie?
No to już zakrawa na bluźnierstow - Mowa...została uczyniona przez Boga!
Bezsens do kwadratu!
Są tacy, którzy sądzą, że wykluczany jest tu Duch Święty. I ci sami mówią, że Duch Święty jest samym Bogiem. Dokładnie tak samo więc nie było powodu, by Duch Święty był wykluczany, jak by był wykluczany sam Bóg. Wynika z tego też to, że Duch Święty jest mocą Bożą, przez którą sama Mowa wszystko uczyniła. Inni twierdzą, że jest tu wykluczana materia pierwotna. Ale materia pierwotna została stworzona przez Boga: skutek ma bowiem przyczynę. Skutek zaś nie ma mocy sprawczej, jeśli nie jest to w zamiarze wykonawcy. Także i materia pierwotna miała więc przyczynę wykonawczą – Boga.
Najwyraźniej meritum tego sporu wykracza poza logiczne/teologiczne granice, dla której to przyczyny kończę mój wkład w jego komentarzu.
Jeżeli więc zakłada się, że nic nie powstaje z niczego, i mowa uczyniła wszystko z czegoś, to tym samym nie ma żadnego sensu wyłączanie, czy to samego Boga, czy to samej Mowy.
Niech sobie filozofowie zakładają co chcą, nam przykazane jest postrzegać rzeczywistość według sznura objawienie bożego - mówi ono, że rzeczy widzialne stały się nie z rzeczy widzialnych, lecz z niczego, patrz Hebrews 11:3.
Są wreszcie tacy, którzy przywołują tu na pomoc grzech. Mamy więc rozumieć, że zrobiono tu zastrzeżenie, byśmy nie sądzili, że grzech został uczyniony przez Boga? Jeżeli [pod pojęciem nic, co się stało] należy tu rozumieć wszystko we wszechświecie, to z pewnością trzeba tu włączyć też grzech w stopniu nie mniejszym niż cnotę, bo i grzech stał się, i nie jest on niczym. Nie jest też tak – jak mógłbyś powiedzieć – że wyklucza się tu to, co jeszcze się nie stało. Któż bowiem nie wie, że nie stało się to, co się jeszcze nie stało? Skoro więc w słowach Apostoła nie ma wcale wyrażeń pustych i bezsensownych czy tautologii, jest konieczne, by zawierało się w nich jakieś ograniczenie tych wszystkich rzeczy, o których mówi się, że zostały uczynione przez Mowę, czy też doprecyzowanie podyktowane kontekstem, o którym mówiliśmy. Podobnie, gdyby ktoś powiedział, że przez Mowę zostało odnowione i odbudowane to wszystko, a bez niej nic nie zostało odnowione i odbudowane z tego, co zostało odnowione i odbudowane, niewątpliwie zaznaczałby [w ten sposób], że jest wiele rzeczy nieodnowionych i nieodbudowanych, których, ma się rozumieć, kwestia odnowienia i odbudowy nie dotyczy. I tak też, gdy mówi się, że przez Mowę wszystko się stało, co się stało, bez wątpienia wyklucza się to wszystko, co nie dotyczy Ewangelii-Dobrej Nowiny i nowego stworzenia.
Ręce opadają.
.........
Zanim przejdę do omawiania wersetu 10 chciałbym zwrócić uwagę na niezwykle wygodnicki, żeby nie powiedzieć tchórzliwy wybieg, jakiego dokonuje tu JSB pomijając w niniejszych rozważaniach werset 9.
Padają w nim słowa, które w najbardziej jaskrawy sposób dowodzą fałszu lansowanej tw tym opracowaniu interpretacji Pisma, czytamy tam:
Tenci był tą prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka, przychodzącego na świat. John 1:9
Nie ulega najmniejszej nawet wątpliwości, że podmiotem w tym zdaniu jest logos [Tenci], co JSB uparcie nazywa Mową. Jasna treść tego wersetu potwierdza, że ten logos [słowo czy Mowa?] był tą prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka, przychodzącego na świat.
To oświadczenie Pisma stoi jednak w bezpośredniej sprzeczności z wymysłami jakie propaguje JSB, bowiem:
1. Mowa-Jezus nie oświeca każdego człowieka, czego dowodem jest samo Pismo, świadcząc na jednym miejscu:
Bo cóż na tem, jeźli niektórzy nie uwierzyli [zwiastowaniu, mowie] ? Rom 3:3
Nie jest zatem prawdą, że Mowa-Jezus oświeca każdego człowieka, ergo: translacja JSB jest FAŁSZYWA.
2. Podobnie wyrażenie przychodzącego na świat, które niewątpliwie odnosi się do czasu poczęcia się człowieka, dowodzi fałszu interpretacji autora, bowiem nikt nie przyjmuje Mowy-Jezusa w chwili swego poczęcia się.
Stąd czerpiemy niewzruszone przekonanie, że logos w Prologu Jana jest słowem Boga, żywotem - światłością człowieka, a nie osobowym bytem o imieniu Logos, bądź też Mową - Jezusem w odoniesieniu do którego Jan używałby tu jakoby zwrotu logos.
A teraz już sam tekst:
Wers 10
Była na świecie. Rozumie się, przyszedłszy na świat. Jedno bowiem jest konsekwencją drugiego. Dlatego też [Apostoł] powtarza tu swoim zwyczajem wyraz świat, wiążąc jedno z drugim, i używając ponownie na początku kolejnego zdania wyrazu kończącego zdanie poprzednie. W tym co napisał powyżej, wyłożył przyczyny przydania Jezusowi tytułu Mowy, i przy tej sposobności uczcił go też innym tytułem, i to nadanym κατ' ἐξοχὴν, Światła świata, które przedstawił wymownie jako przychodzące na świat i oświecające każdego człowieka; teraz natomiast mówi wprost o świetle przebywającym na ziemi, i bardziej szczegółowo opisuje rzeczy przez nie dokonane, o których w wersie 3 wspomniał tylko ogólnie.
Czy rzeczywiście tak się rozumie?
NIE. Był to był, a przyszedł to przyszedł. Coś może być wcale nie dlatego że przyszło, lecz dlatego że zostało posłane, a to szczególnie gdy mamy do czynienia z substancją nieosobową, jak to jest w tym przypadku.
Czyżby Apostoł Jan nie posiadał dostatecznego rozeznania tych rzeczach, tak że pisząc jedno chciał w rzeczywistości przekazać to drugie?
Nie wykłada też przyczyny nadania Jezusowi tytułu mowy, bowiem dotychczas jeszcze takim tytułem Go nie nazwa, mówi dotychczas tylko i wyłącznie o słowie.
Nie opisuje też szczegółowo rzeczy przez nie [logos] dokonanych, bowiem nie ma takiej potrzeby raz oznajmiwszy, że wszystko zostało przez nie uczynione.
Była na świecie. Rozumie się, Mowa, jak wynika z pojawiającego się dalej zaimka rodzaju męskiego αὐτὸν, odnoszącego się do ὁ λόγος, a nie do τὸ φῶς. Niemniej Apostoł używa w odniesieniu do Jezusa na przemian tytułów Mowy i Światła, przechodząc od jednego do drugiego, zgodnie z kontekstem i okolicznością.
To jest zwyczajna manipulacja tekstem, Apostoł Jan, na początku Ewangelii w prologu do niej, zamieszcza takie informacje, jakie dla prologu są właściwe.
Wprowadza czytelnika w istotę zagadnienia, o którym będzie dalej mowa i czyni to zarówno w porządku chronologicznym jak i przyczynowo - skutkowym.
Aż do tego miejsca nie wspomina w ogóle o Jezusie, wynika to z porządku w jakim konsekwentnie wprowadza czytelnika w temat.
O Jezusie zacznie mówić dopiero wtedy, gdy oznajmi o tym, że logos stało się ciałem.
Do czasu bowiem ucieleśnienia się logos, słowo Boże pozostaje w Prologu Jana nadal tylko i wyłącznie niesubstancjalnym, bezosobowym komunikatorem woli Bożej - słowem Bożym.
Gdy pisał o staniu się rzeczy, stosował tytuł Mowy, a gdy o oświeceniu ludzi, używał tytułu Światła; teraz znów, gdy pisze o staniu się świata, powraca do tytułu Mowy. Nic w tym dziwnego, gdyż źródła obu tytułów są pokrewne i z sobą powiązane.
Gdy pisał o staniu się rzeczy, nie stosował żadnych tytułów, lecz posługiwał się aparatem przekazu/tekstem, którym w sposób adekwatny tj zgodny z desygnatem jaki dane pojęcie definiuje, określił podmiot swojej narracji.
[Apostoł] stwierdził więc, że Mowa była na świecie, to jest u ludzi: rozumie się, wówczas, gdy przybyła do ludzi ta [Mowa], która na początku była u Boga; a po zapoczątkowaniu Ewangelii-Dobrej Nowiny dokonanym przez Jana Chrzciciela, Mowa przyszła na świat, i tym sposobem była na świecie.
Nonsens, Bóg mówił do swego ludu częstokroć i na wiele sposobów – Heb 1:1, dlatego Jego logos na świecie był.- Joh 1:10
Cała ta filozoficzna ekwilibrystyka jest dla zrozumienie tych prostych rzeczy zupełnie niepotrzebna.
Powiedzieliśmy [już], że pod wyrazem świat rozumie się ludzi, zgodnie z przyjętym sposobem mówienia, co wynika [tutaj] także i z sensu. O świecie bowiem mówi się, że nie poznał Mowy.
A świat stał się przez nią. Poucza o tym, co zdziałała Mowa przebywając na świecie, czyli wśród ludzi. Mówi: Świat stał się przez nią: jest to bowiem następstwem tego, o czym powiedziano wcześniej. Wynika stąd, że nie mówi się tu o pierwszym, starym stworzeniu świata, lecz o drugim i nowym.
Fajna ta bajka, tylko że my rozumiemy, że gdy się mówi o czymś, co już jest uczynione [czas przeszły dokonany] to jest błędem orzekać o tym czymś jak gdyby to miało dopiero być uczynione w przyszłości, bowiem taka stan rzeczy skutkuje wewnętrzną sprzecznością, co jest jawnym dowodem błędnej interpretacji JSB.
Bowiem względem pierwszego stworzenia świat i ludzie byli już, gdy Mowa do nich przyszła, i gdy się przez nią stali.
I z tego właśnie powodu, że mówi tu Ewangelista Jan o stworzeniu świata, pisze o nich: do swoich przyszedł [logos] w wersecie 11. Nie może mówić o przychodzeniu do kogoś, kogo jeszcze logos [tego JSB-wego „nowego” stworzenia] nie stworzył!
O świecie, czyli ludziach mówi się więc, że stali się przez Mowę w takim znaczeniu, że zostali przez nią odnowieni i odrodzeni, zgodnie ze sposobem mówienia Hebrajczyków, którzy nie mają czasowników złożonych i zamiast nich używają prostych, czego przykład mamy też w wersie 12: ἔλαβον [gr. „wzięli”] zamiast παρέλαβον [gr. „przyjęli”]. Ma to miejsce zwłaszcza w przypadku tegoż czasownika facere [łac. „robić, czynić”; factus est – „stał się”, „został uczyniony”]. Stąd [mówi] Apostoł [Paweł]: Jeśli kto jest w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. Stare przeminęło, wszystko stało się [łac. facta sunt] nowe (2 Kor 5,17); Dziełem [łac. factura] Boga jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie, by wykonywać dobre uczynki (Ef 2,10); a Psalm 100,3: Bóg stworzył [łac. fecit] nas, a nie my sami, to jest, stworzył nas jako swój lud; i wiele innych podobnych miejsc w świętych pismach, wynotowanych przez innych: np. Hbr 1,2. Mówi się [w Hbr 1,2], że Bóg przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszystkiego, uczynił także wszechświat, w tym znaczeniu, że odnowił go i odbudował, albo w tym znaczeniu, że przez Chrystusa Króla uczynił nowe niebo i nową ziemię, zgodnie z zapowiedziami proroków: Iz 65,17 i 66,22.
Długo by się można było grzebać w tej plątaninie powykręcanych pojęć, które tylko zabijają moc przesłania Ewangelii rozumianej według prostego klucza zgodnego z desygnatem jednoznacznych słów jakie tam padają, ale szkoda na to czasu.
Na co należy zwrócić uwagę to to, że z interpretacji JSB wynika sprzeczny z przesłaniem Biblii „zbawczy uniwersalizm” i to nie w sensie potencjalnym lecz dokonanym.
Biblia natomiast dokonuje wyraźnego podziału na tych, którzy Go przyjęli i tych którzy nie przyjęli.
Czyżby zatem „nowe stworzenie” unitarian, które ich zadaniem jest odnowieniem wszystkich rzeczy „także wszechświata”, było stworzeniem niedoskonałym, stworzeniem wykluczającym tych, którzy Go nie przyjęli?
I jak odnowienie wszechrzeczy, „także wszechświata”, ma się do „odnowienia” w nim bytów, które z natury rzeczy są przeciwne Bogu, anty-Chrystusowe?
Doprawdy, im dalej w las tym więcej drzew, im więcej ludzkiej filozofii tym większy uszczerbek dla chwały Bożej.
Autor Listu do Hebrajczyków pisze bowiem o powstaniu Królestwa Chrystusa, który jest prawdziwym założycielem i odnowicielem upadłego świata, co także tutaj [tj. w prologu Ewangelii Jana] jest zaraz pokazane w wersie 12; zob. też Ef 3,9 i Kol 1 w. 20 w powiązaniu z 16. W wersie 3 woleliśmy interpretować stanie się po prostu jako uczynienie czegoś, a nie tylko jako odnowienie: przede wszystkim dlatego, by nie wydawało się, że Apostoł mówi tu znów to samo; po drugie dlatego, że przez Mowę nie tylko wszystko zostało odnowione, lecz także wiele rzeczy, odnoszących się do nowego stworzenia, zostało po prostu uczynionych.
Jak wyżej.
Ludzie zaś są odnawiani i odradzani przez Mowę, gdy skłaniają się do wiary w nią i czerpią poprzez nią nowego ducha – ducha przybranych dzieci, z którym uśmierzają ciało i jego sprawy, i z grzeszników oddanych występkom stają się świętymi, i będąc wcześniej przeznaczonymi na potępienie i zgubę, dostępują wiecznego zbawienia.
A zatem Jezus nie odnowił unitariańskim „nowym stworzeniem” wszystkiego/wszystkich, lecz tylko tych, którzy „skłaniają się do wiary”!?
W tym miejscu jawi się paląca potrzeba bliższej analizy poglądu jaki tu zaprezentował JSB .
Zauważamy bowiem, że definiuje on pojęcie przybranych dzieci w kategorii wielostopniowego i skomplikowanego procesu, w rezultacie którego „dostępują wiecznego zbawienia:
Tak zdefiniowane dziecko, wcale nie musi być bytem zrodzonym z Boga, a co za tym idzie, nie jest bytem posiadającym naturę Bożą, lecz zwykłym [pierwszym] człowiekiem, kto jest nazwany dzieckiem Bożym z racji postaci jaką przyjmuje w rezultacie dokonywanych z własnej mocy czynności nazwanej „czerpaniem nowego ducha”.
Tymczasem Pismo mówi, że Bóg osoby człowieczej [pierwszego człowieka] nie przyjmuje (Galatians 2:6), że nowe stworzenie jest ekskluzywnie dziełem Bożym i stąd nabywającym Jego, Bożą naturę pochodzącą z ducha z którego się rodzi, a nie z niego czerpie.
Pan Jezus definiuje zrodzenie się z ducha w kategoriach koniecznych dla uczestnictwa w Królestwie Bożym (John 3:3,4). Zrodzenie z ducha jest jedynym sposobem na jaki pierwszy człowiek może przekształcić się w nowe stworzenie, żadne wysiłki ludzie nic w tej kwestii nie są w stanie zrobić, to jest dzieło Boże.
Zauważmy, że tam gdzie mamy do czynienia z aktem narodzenia się z Boga, tam nie występuje konieczność adopcji tych którzy się z Niego narodzili. „Przybranie” zatem, mówi tylko o sposobie w jaki dochodzi do narodzenia się z Boga, a nie o jego braku.
Dotyczy to wszystkich , którzy będąc w postaci pierwszego człowieka rodzą się na nowo z ducha i w rezultacie tych nowych narodzin stają się nowym stworzeniem - drugim człowiekiem.
O jest jedyny aspekt, jaki z ontologicznego punktu widzenia odróżnia nas od Pana Jezusa, który stał się nowym stworzeniem nie z racji odrodzenia [nowego narodzenia] lecz w akcie bezpośredniego spłodzenia z Boga.
Świętość dziecka Bożego wynika z natury nasienia z jakiego się one rodzą, a nie z czynności „przypudrowania się” substancją zaczerpniętą z „nowego ducha”
Gdybyśmy chcieli uznać, że wyraz świat oznacza tu wszystkich ludzi, to i tu – jak w wersie 9 – trzeba przyjąć zastosowanie zabiegu effectus pro efficacia [przedstawienie zamierzonego skutku działania zamiast samego działania], gdyż Mowa bez wątpienia ma moc odnowienia i odrodzenia wszystkich ludzi. Ale ponieważ Apostoł mówi w sposób nieokreślony, nic nas nie zmusza do odstępowania [w interpretacji] od tegoż skutku, skoro wystarczy, że wielu ludzi zostało odnowionych i odrodzonych przez Chrystusa, a to, że nie wszyscy zostali odnowieni i odrodzeni, nie jest winą Chrystusa.
Tylko co nowego ta filozoficzna rozprawka wnosi do chrześcijaństwa i jak się ona ma do prostoty Ewangelii, z której jasno wypływa nieskomplikowana treść zdolna dotrzeć nawet do umysłu maluczkich?
A świat jej nie poznał. Piętnuje upór i zatwardziałość świata, to jest innych ludzi, którzy, jakkolwiek widzieli tak wielką moc Mowy i jej boskie działanie w tylu ludziach [na nowo] stworzonych i odnowionych, jednak jej nie poznali.
Jan niczego nie piętnuje, on zwyczajnie oznajmia, nawet forma zdania potwierdza tę niezaprzeczalną prawdę.
Stąd także wyraźnie widać, że nie mówi się tu o starym stworzeniu, którego dokonania przez Jezusa nikt ze śmiertelnych nie mógł widzieć.
Co widać wyraźnie to to, że JSB dokonując nadinterpretacji tekstu popełnia fatalny błąd z którego wyciąga błędne wnioski.
Skoro zaś i tutaj, i poniżej, słusznie i sprawiedliwie ganieni są ludzie, którzy Mowy nie poznali i nie przyjęli, to zaiste nie mogli być ganionymi za to, że nie poznali go i nie przyjęli jako drugiej osoby w jedynym Bogu, która przyjęła ciało: bo o takiej osobie żaden ze śmiertelników nie mógł nigdy nawet pomyśleć. Z pewnością można poznać, że świat został stworzony, a ze stworzenia świata – Boga; owej zaś drugiej osoby w żaden sposób.
Zgadzam się z tym że nie ma tu mowy o jakiejś drugiej osobie Boga, reszta to zwyczajne urojenia.
Odnotował to w odniesieniu do tego miejsca uznany wśród rzymskich katolików komentator. Nie jest to zaś sprzeczne z poprzednią cezurą [tj. świat stał się przez nią]. Jedno i drugie jest prawdą, i to, że świat został odnowiony i odbudowany przez Mowę, i to, że świat nie poznał Mowy – nie tylko dlatego, że pierwsza cezura mówi o działaniu, a druga o skutku (bo i uprzednio powiedziano, że światło oświeca każdego człowieka, i zarazem, że światło świeci w ciemności), ale też dlatego, że pierwsza cezura mówi o wielu ludziach, a druga – o większości, i to tej możniejszej według ciała.
Jak wyżej, daleko już na manowcach .....
A apostoł zaraz, wyjaśniając tę rzecz, mówi: A swoi jej nie przyjęli, wspominając zarazem jednak i tych spośród swoich, którzy ją przyjęli.
Tu wręcz poza krawędzią przepaści … Stwierdzając, że nie przyjęli, mówi że przyjęli....???
Stosując tego rodzaju retorykę można „udowodnić” co tylko dusza zapragnie...
Świat więc nie poznał Mowy, ponieważ, ogólnie mówiąc, większość ludzi nie poznała jej – tego mianowicie, że [Jezus] jest Mową Bożą κατ' ἐξοχὴν, prawdziwym Światłem świata, i – w następstwie – samym Mesjaszem, Synem Bożym, ocalającym i wybawiającym rodzaj ludzki.
Wygląda więc na to, że zbawcza moc Ewangelii zalega w swej istocie na poznaniu tego, że Mowa to Jezus! Przy odrobinie wyobraźni można sobie nawet wyobrazić radość „naturalnie” wypływającą z takiego odkrycia...
Apostoł nie usprawiedliwia tutaj świata, tylko go oskarża.
Ma się rozumieć czyni to w duchu Chrystusowym, zgodnym z naturą Mowy ....
Bo jakkolwiek odrzucili Chrystusa dlatego, że go nie poznali (bo gdyby poznali, mówi Apostoł [Paweł], nigdy by nie ukrzyżowali Pana chwały – 1Kor 2,8), to jednak mieli przecież wszelkie, absolutnie przekonujące powody, by go poznać; stąd widać, że w poznaniu go nie zabrakło im niczego innego prócz dobrej woli, i przeszkodziła im tylko złość oraz duch niechętny dobrym czynom.
To prawda, ale na pewno nie prawda, jeśli chodzi o rozpoznanie Jezusa jako unitariańskiego opowiadania - [Mowy] Dobrej Nowiny.
Poniższe opracowanie ukazało się jako wieloczęściowy komentarz do tej publikacji na forum dyskusyjnym watchtower-forum.pl pod tym samym tytułem.
Przedstawiona tu wersja jest poprawiona i uzupełniona.
W chwili gdy ukazuje się prezentowana wersja tego opracowania, powyższy artykuł widnieje na wspomnianej witrynie pod zmienionym tytułem Logos prologu ewangelii Janowej
Link do artykułu: http://christianismirestitutio.pl/?p=40
Tekst artykułu jest w kolorze tej części zdania, natomiast mój komentarz w kolorze tej części zdania.
Jan 1.1,3,10,14 Opublikowano 29 marca 2013, autor: Bogumił Wiśniewski
Jonae Slichtingii de Bukowiec Commentaria Posthuma in Plerosque Novi Testamenti Libros Commentarius in Euangelium Joannis Apostoli pag. 1 – 10. Irenopoli, Sumptibus IRENICI PHILALETHII 1658 [ wł.1668].
O tym, że Jan Apostoł napisał Ewangelię w tym celu, by utwierdzić chrześcijan w wierze, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, a [zarazem] przeciwko bardzo często się wówczas pojawiającym antychrystom, którzy temu zaprzeczali (jakkolwiek niektórzy z nich nie negowali podobno przynajmniej tego, że Jezus jest świętym mężem wysłanym przez Boga), pouczają zupełnie otwarcie słowa ostatniego wersu rozdziału 20: Te zaś [cuda] zostały zapisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię jego. Ten sam cel przyświecał mu też szczególnie w jego Liście. Jednomyślnie głosili to także inni Apostołowie: Dz 2,36, 8,37, 10,42, Rz 10,9, 1 Tm 2,5, 1Kor 8,6. Nic w tym dziwnego: ta wiara jest bowiem fundamentem chrześcijańskiej pobożności. Ponieważ zaś antychryści mogli się sprzeciwiać – i niewątpliwie się sprzeciwiali – tej wierze między innymi w ten sposób, że nazywali Jana Chrzciciela wyższym od Jezusa, Jan obala przede wszystkim tę tezę. Argument, na którym się opierali, był taki, że Jan Chrzciciel dał początek Dobrej Nowinie o nadchodzącym Królestwie Bożym, i wezwał do chrztu pokuty na odpuszczenie grzechów, gdy Jezus jeszcze nie wystąpił ze swoją nauką, i nawet ochrzcił Jezusa, gdy ten zaczynał występować. Najpierw więc odpiera ten ich argument, następnie z pomocą świadectwa samego Chrzciciela wykazuje, że Jezus o wiele przewyższa Chrzciciela i jest samym Chrystusem-Mesjaszem.
Doprawdy, trudno się zgodzić z sugestią, że apostoł Jan, czy którykolwiek inny autor ewangelii, napisał ewangelię inspirowany potrzebą przeciwstawianie się pojawiającym się w tamtych czasach antychrystom.
Gdyby tak rzeczywiście było, musielibyśmy zaakceptować fakt, że czynili to z natchnienia ducha świętego, a zatem że sam Bóg, z bliżej niezrozumiałych przyczyn, poczuwał się do obowiązku obrony swego własnego stanowiska i to w dodatku wobec heretyków, co jest sugestią pozbawioną wszelkiej logiki, absurdalną, sugerującą merytoryczną niedoskonałość treści Pisma, godzącą w samą istotę boskości jego autora, wewnętrznie sprzeczną!
Rzeczywiście, nie można nie zgodzić się z myślą, że natchnionym celem powstania tej i innych ewangelii było „by utwierdzić chrześcijan w wierze, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym,” o tyle dodatek autorski „a [zarazem]”, jest absolutnie nieuzasadniony.
Taki stan rzeczy potwierdza bezsprzecznie przywołany na dowód prawdziwości stawianej tam tezy werset 20 („Te zaś [cuda] zostały zapisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię jego.”), w którym jednak brak jest bezpośredniej wzmianki, a nawet subtelnego odniesienia się do jakichś antychrystów.
Nie został zatem przedstawiony ważny argument na poparcie słuszności wniosków autora w kwestii poprawnej interpretacji wersetów, której to rzeczy podjął się udowodnić.
Od samego początku zatem, za podstawę argumentacji przyjmuje on fałszywą tezę, o rzekomych intencjach apostoła Jana, które są z tej racji czystą spekulacją, a nie faktem.
Należy też z całą stanowczością stwierdzić, że przesłanie Jan 1.1,3,10,14 musi wynikać z samej treści słów zawartych w tych wersetach, a nie z przyjętej a priori konkluzji w kwestiach ogólnych, nawet jeśli jest ona całkowicie poprawna.
Chodzi o to, że przesłanie zawiera się w tekście, i z niego bezpośrednio wynika, tymczasem Jonae Slichtingii de Bukowiec [JSB] uzasadnia treść określonego wersetu Pisma z perspektywy wcześniej przyjętej konkluzji odnoszącej się do zagadnień ogólnych, co w żadnej mierze nie gwarantuje poprawności wykładni ściśle określonego tekstu
Ci, którzy mówią, że ten wstęp pisany jest przeciw Ceryntowi, sami sobie przeczą. Twierdzą bowiem oni, za pośrednictwem Ireneusza i Euzebiusza, że Cerynt nauczał, iż Jezus złączył się z odwiecznym Chrystusem czy też ὁ λόγος τοῦ Θεοῦ [słowem Bożym/mową Bożą], i że tenże [odwieczny Chrystus] był na początku świata, i był u τὸν θεόν [„Boga”], i sam był także θεόν [„Bogiem”], i wszystko w starym stworzeniu przez niego się stało, i on wreszcie został wcielony czy też uczłowieczony w Chrystusie. Jak więc mógł Apostoł pisać przeciw Ceryntowi to, co Cerynt uważał raczej za zgodne ze swoimi poglądami, niż im przeciwne?
Podobnie jak wyżej, z tym jednak uzupełnieniem, że uważam za konieczne odniesienie się do innej konkluzji ogólnej, którą JSB przemyca do argumentacji, jak się później okaże w ściśle określonym celu.
Mówi on o tzw starym stworzeniu.
Należy odnotować, że takie pojęcie nie występuje w Biblii!
Z całą stanowczością zatem można mieć pewność, że posługiwanie się nim nie tylko nie jest do precyzyjnego wyrażenia przesłania Pisma konieczne, ale że może się nawet okazać nieprzydatne, a nawet wręcz szkodliwe, że wypacza adekwatnie zdefiniowaną treść.
I tak właśnie jest w rzeczywistości.
Wprowadzenie jednak tego pojecia, jak to się wkrótce okaże, jest absolutnie konieczne dla wsparcia głoszonej przez unitarian teorii o istocie syna bożego, tak samo jak preegzystencja jest nieodzownym elementem nauki o trójcy.
Podobnie zdanie tych, którzy mówią, że wstęp ten wyraża sprzeciw wobec ludzi niewierzących, że Jezus istniał zanim się stał, to jest zanim się począł i narodził (co nazywają προϋπάρχει [„preegzystencją”]), jest odrzucane przez samego Apostoła, który mówi, że napisał całą Ewangelię, a zatem i tenże wstęp w tym celu, byśmy uwierzyli, że Jezus jest owym Chrystusem-Mesjaszem, Synem Bożym, znanym ludowi z orędzia Proroków, co nie ma nic wspólnego z ową tak zwaną przez nich προϋπάρχει. Bowiem imieniem Chrystusa-Mesjasza i Syna Bożego κατ' ἐξοχὴν [„w całym tego słowa znaczeniu”], w wyrażeniu używanym przez Hebrajczyków, nazywany był nie kto inny, jak człowiek. I wstęp ten nie tylko że nie uczy, że Jezus jest jedynym Bogiem, ale wręcz niemal każde jego słowo stoi w sprzeczności z tą opinią.
Zgadzam się z tą opinią.
Pozostawmy więc błędy i zrodzone z błędnego rozumienia tych słów tradycje historyczne i przejdźmy do samych słów Apostoła, na których prawdziwy i właściwy sens łatwo znajdziemy [tekstowe] potwierdzenia, choćby zaraz, i to wzięte z dawnych czasów (bo i z innymi Pismami dzieje się to, o czym mówi 2P 3,10) – aby udaremnić słowa tych, którzy [nam] zarzucają, że to miejsce z Jana w całej starożytności nie było tak rozumiane, jak my je wyjaśniamy. Lepiej bowiem byłoby nie rozumieć tego miejsca niż dawać taką interpretację, której nie zawiera żadne znane Pismo, i która wręcz nie zgadza się z najbardziej znanymi świadectwami Pisma, uczącymi, że Jezus był człowiekiem, poczętym z Ducha Świętego i zrodzonym z dziewicy nietkniętej przez męża.
Tu również wyrażam pełną zgodę z taką opinią.
Nadto, iluż mają autorów ze starożytności, aby mogli z nich rozstrzygać o zdaniu całej starożytności na temat tego miejsca? Ignacy, Ireneusz, Justyn i Tertulian nie są jeszcze całą starożytnością, ani też starożytnością współczesną czasom Apostołów. Pomijając to, że Ignacy nie jest Ignacym, lecz Pseudo-Ignacym. I dlaczegóż mieliby oni w wielu innych sprawach odstąpić od [przekonań] wczesnej starożytności w stopniu większym niż w zdaniu o Jezusie? Ów Ignacy, w Liście do Filipian i Antiocheńczyków, mówi, że Chrystus był uczłowieczony, a jest to nowy głos [w tej sprawie], jak też nowa opinia. Apostołowie nauczali bowiem, że Jezus jest człowiekiem, a nie uczłowieczonym. Justyn w Dialogu z Żydem Tryfonem nie zawahał się przyznać, że uznaje dwóch bogów, z których jeden większy jest od drugiego; wynikło to u niego z czystej nieznajomości hebrajskiego sposobu wyrażania się, w którym zamiast używania zaimka, powtarzane jest imię, albo Bóg nazywany jest z pomocą tetragramu [JHWH], w którym sam, gdy zechciał, zawierał swoje imię (Wj 23, 20-21). Tenże jednak Justyn przyznaje, że w jego czasach wśród chrześcijan było wielu takich, którzy wcale nie wierzyli, że Jezus był Bogiem, zanim stał się człowiekiem. Stanowczo nie widzę powodu, by na podstawie tych kilku [pisarzy] wyrokować o zdaniu całej starożytności. Późniejsi bowiem pisarze, którzy po tamtych nastąpili, mogli podążać [za sądem] nie tej pierwotnej, autentycznej starożytności, ale [właśnie] owych uczonych; zwłaszcza że z tej starożytności w stanie czystym nie pozostały niemal żadne dokumenty poza Pismem Świętym. Nikt jednakże aż do czasów soboru nicejskiego nie posunął się jeszcze do tego, by uznawać, że τὸν λόγον jest jedynym Bogiem. Tertulian bowiem na długo wcześniej w księdze Przeciw Hermogenesowi napisał otwarcie: To, że zawsze był Bóg, nie oznacza, że zawsze był Ojciec: był bowiem czas, gdy nie było Syna, który uczynił Boga Ojcem. Pomijamy tu patrypasjanów, którzy mówili, że Ojciec i Syn są tą samą osobą, jakkolwiek ich opinia jest bardzo dawna i zrodziła się, jak się wydaje, wraz z opinią tych, którzy wierzyli, że Syn, zanim się narodził, był Bogiem. Bo i ów Ignacy, w Liście do Tarsyjczyków, wspomina ich jako heretyków rozsianych przez Szatana. I sprawa doszła do tego, że uznaje się, iż Ojciec i Syn, jakkolwiek nie są jedną osobą, są tym samym co do liczby Bogiem. Jest to różnica tylko w słowach, a nie w samej rzeczy [w stosunku do poglądu patrypasjanów]. Niech mi przytoczą [dokumenty] Kościołów Apostolskich albo powołają się na autorytet Nazarejczyków, do których – ja sam wyznaje – zaliczał się Paweł, jeśli mogą, albo, jeśli nie mogą, niech pozostaną przy dokumentach pierwotnej starożytności, to jest pismach Apostołów i owym pierwszym Powszechnym Symbolu chrześcijan; i niech nie powołują się w obronie swego zdania na trudniejsze miejsca Pisma, zanim go nie uzasadnią przy pomocy tych zupełnie jasnych. Inaczej bowiem będą się opierać nie na świadectwach Pisma, ale na interpretacjach i na wiarygodności ludzi, którzy pozbawieni najjaśniejszego kierownictwa Pisma, nie mniej łatwo i szybko niż inni mogli zbłądzić. Aby i nam nie weszło to w zwyczaj, ustaliliśmy, by nigdy nie oddalać się od najjaśniejszego światła Pisma, i daleko lepiej jest, jak [już] powiedzieliśmy, przyznać się do niewiedzy co do trudniejszych miejsc, niż przystępować do nich bez tego światła. Nie tylko temu fragmentowi Pisma Świętego zdarzyło się, że zaraz zostało objęte fałszywą interpretacją i rozumieniem; takich fragmentów jest wiele. Nie skądinąd zrodziła się owa dawna i zaraźliwa opinia Żydów o przyjściu Eliasza we własnej osobie przed przyjściem Mesjasza, oraz opinia chrześcijan o przyjściu Antychrysta na trzy i pół roku przed przyjściem Chrystusa. Także i tych słów Apostoła, że biskup ma być mężem jednej żony, któż z ludzi nie zrozumie natychmiast w ten sposób, że w żadnym razie nie można łączyć biskupstwa z pozostawaniem w drugim małżeństwie? Nie jest to [błędne interpretacje Pisma] jednak wina świętych mężów, którzy przekazali takie słowa pod kierownictwem Ducha Świętego, tylko ludzi, nie odwołujących się do wszelkich niewzruszonych zasad religii i rozumu. Gdyby od czasów apostolskich zachowały się pisma wszystkich starożytnych, wówczas na ich podstawie moglibyśmy orzec cokolwiek na temat opinii całej starożytności; a tak, skoro żadne nie są zachowane z wyjątkiem nielicznych [pism] kilku [autorów], i to żyjących w bardzo długim odstępie czasu po Apostołach, nie sposób doszukiwać się w nich prawdziwej i powszechnej myśli starożytnej.
W większej części zgadzam się z takim stanowiskiem JSB.
Wers 1
Na początku była Mowa. Wyraz „początek” ma charakter zależny. Dlatego, jeśli jest użyty samodzielnie [tj. bez przydawki dopełniaczowej] – tak jak w tym miejscu – albo zaraz dołącza się wzmiankę, z której wynika, o jakiej to rzeczy początek chodzi; albo też, jeśli niczego się nie dodaje, sam tytuł i treść dzieła powinny to od razu wyjaśniać, tak by czytelnik nie pozostawał w niepewności.
Już w pierwszym zdaniu odnoszącym się do analizy tekstu Pisma mamy do czynienia z manipulacją jego treści. Rozważania JSB sugerują, jakoby to wyraz początek, a nie wyraz słowo [Mowa] był podmiotem wersetu 1, tymczasem w języku oryginalnym wyraz ten występuje w celowniku, natomiast wyraz słowo [Mowa] w mianowniku. Wynika stąd, że to wyraz słowo, a nie początek, wymaga wzmianki precyzującej jego znaczenie oraz, że wyraz początek takiej właśnie informacji dostarcza.
Odczytany w tej konfiguracji gramatycznej tekst wersetu 1 ma następującą wymowę logiczną:
„To słowo które było na początku”.
Naturalnie, wyrażony w formie nie wskazującej na ściśle określony punkt w czasie wyraz początek ma znaczenie ogólne, odnosi się do dowolnego punktu w czasie, a zatem musi zalegać na granicy, a właściwie poza granicą zbioru zawierającego każdy punkt w czasie, skąd możemy z całą stanowczością stwierdzić, jest tu mowa o słowie, które było u Boga w czasie stwarzania świata.
Należy tu jeszcze zauważyć, że autor opracowania sprytnie pomija egzegezę wersetu 2, który brzmi następująco: „To było na początku u Boga.” Mówi on bowiem explicite o tym gdzie i kiedy było to słowo, co dowodzi ponad wszelką wątpliwość tego, że nie o opowiadaniu ewangelii jest tu mowa, a zatem również nie o jej początku.
Niektórzy mówią, że początek oznacza tu rzecz znaną, mianowicie początek świata. Tak jakby początek Dobrej Nowiny nie był równie znany chrześcijanom jak początek świata, albo jakby [sam] początek był czymś znanym, tak że można by użyć tu wyrazu „początek” samodzielnie, bez konieczności rozumienia go z kontekstu.
Być może, że tak postawiony argument nie dowodzi poprawności wyciągniętego wniosku, jednakże to nie dowodzi również niepoprawności samego wniosku. Jego niepodważalną poprawność potwierdza natomiast pozostający w ścisłym związku z kontekstem najbliższym argument jaki przedstawiłem powyżej.
Podczas gdy [przecież] początek każdej rzeczy, z którą mieliśmy bądź mamy do czynienia, zawsze jest dla nas ważniejszy i bardziej znany niż cokolwiek innego! – i [mówią tak,] jakby Jan spisywał historię świata, jak to czyni Mojżesz, a nie historię Dobrej Nowiny.
I tak Mojżesz do tych samych słów Na początku zaraz dodaje: stworzył Bóg niebo i ziemię, aby było wiadomo, że mówi tu o początku świata rzeczy, których historię zaczyna układać.
Jak w poprzednim wypadku, tu również mamy do czynienia z manipulacją treścią Pisma, bowiem i tu wyraz początek, nie jest określony jak to insynuuje autor opracowania, nie pada tu też stwierdzenie „początek świata”. „Początek świata” jest tutaj konkluzją do której dochodzi czytelnik uświadamiając sobie przedmiot stworzenia.
Nie należy też zapominać, że stworzenie świata charakteryzowała ściśle określona i skrupulatnie zarejestrowana chronologia zdarzeń. Zatem sam kontekst najbliższy sugeruje w najbardziej logiczny sposób, że określenie na początku wyraża tu kolejność zdarzeń a nie jakiś enigmatyczny rodzaj zdarzenia zwanego „początkiem” który wymagałby dodatkowego uściślenia.
Tak też tenże Apostoł otwiera swój list tymi samymi słowami początek i mowa: Co było od początku, cośmy słyszeli, co widzieliśmy na własne oczy, na co spoglądaliśmy i czego dotykały ręce nasze, o Mowie żywota etc., to wam głosimy (1 J 1, 1 i 3). A któż nie dostrzeże od razu, na podstawie kontekstu, że mowa tu o początku Dobrej Nowiny, od którego [to początku] Apostołowie byli z Jezusem (J 15,27), aby tym pewniej mogli o nim świadczyć.
Każdy kto czyta ten tekst ze zrozumieniem natychmiast dostrzeże, że zawiera on przekaz bezpośredni, skąd na podstawie nieskomplikowanej analizy logicznej szybko może wywnioskować, że nie może wyraz słowo oznaczać Dobrej Nowiny, ponieważ nie da się dotknąć tejże jako że obiekt o którym mowa jest pojęciem niesubstancjalnym. Każdy też kto wie, że autor tego listu to również autor ewangelii Jana rozumie, że przesłanie zawarte w liście Jana musi być logicznie spójne z treścią ewangelii a zatem że powyższy tekst jest świadectwem Jana w sprawie istoty słów które napisał w wersecie 14 ewangelii. Bowiem tylko wtedy gdy pojęcie niesubstancjalne ucieleśni się („a słowo ciałem się stało”) można mówić o możliwości fizycznego z nim kontaktu, o czym tu właśnie w swoim pierwszym liście apostoł Jan mówi („czego dotykały ręce nasze”).
Więcej jeszcze, gdy mówi apostoł o słowie żywota, objawia nam istotę tego co było na początku u Boga, przez co wszystko się stało, co jest źródłem życia, przywołuje do życia, daje życie, w taki sposób w jaki „stało się [żywym] ciałem w akcie poczęcia Jezusa, i w ten sposób integralną częścią Jego duszy.
Tak i w rozdz. 2 wspomnianego listu samodzielnie użyte słowa od początku odnoszą się do początku Ewangelii, a nie żadnego innego w wersie 7: przykazanie, które mieliście od początku, mowę, którą słyszeliście od początku, i w 24: To, co od początku słyszeliście, niech pozostanie w was. Jeżeli pozostanie w was to, co słyszeliście od początku, to i wy pozostaniecie w Synu i w Ojcu. Czemu zaś do wyrazu początek nigdzie nie dodaje wyrazów Dobrej Nowiny? Bo i tutaj kontekst od razu każdego na to naprowadza.
Kompletny brak zrozumienia i życzeniowe wczytywanie obcych treści w tekst.
Rozumiem, tekst jest trudny i jak widać kompletnie zawrócił w głowie autorowi tego opracowania.
Aby wyjaśnić sprawę podaję, że o dwa zupełnie inne początki tu chodzi i o dwóch różnych przykazaniach (starym i nowym) jest mowa. Jest oczywiste, że gdy jest mowa o starym przykazaniu tj. „przykazaniu, które mieliście od początku” nie może się ono odnosić do głoszenia Dobrej Nowiny, bowiem Dobra Nowina jest wieścią o odpuszczeniu grzechów z łaski przez wiarę, a nie jakimkolwiek PRZYKAZANIEM. Stare „przykazanie” to przykazania starego zakonu, stąd i ten [pierwszy] początek odnosi się do czasu nadania tego „starego przykazania”.
Drugi początek to początek głoszenie Dobrej nowiny o którym mowa w rozdziale 1. Tam jest mowa o słyszeniu słowa, o widzeniu słowa i o dotykaniu się słowa, co w nieomylny sposób definiuje czas pobytu Pana Jezusa na ziemi, początek głoszenia Dobrej Nowiny, która zaowocowała nowym przymierzem i „nowym” przykazaniem.
W wersecie 7 apostoł Jan oznajmia, że to nowe przykazanie nie jest nowe lecz jest stare – dlaczego?
Bo to stare przykazanie jest tym samym słowem, które teraz widzieliśmy i którego ręce nasze się dotykały – a to stare przykazanie jest ono słowo, któreście słyszeli od początku.
Bardzo wyraziście oddaje tę myśl przekład interlinearny gdzie czytamy: Przykazaniem – starym jest – słowo, które usłyszeliście.
Należy tu jeszcze raz podkreślić, że niedozwolone tu jest tłumaczenie wyrazu logos na mowa, bowiem o ile mowę tak jak słowo można usłyszeć, o tyle już mowy ani dotknąć ani ujrzeć się nie da, natomiast słowo które ciałem się stało można.
I to ostatecznie przesadza o błędnej interpretacji Pisma prze unitarian w tej kwestii.
Aby zaś odwołać się także do świeckiego autora (bo na cóż gromadzić inne rozliczne przykłady z Pisma Świętego) – Tacyt mówi: Miastem Rzym od początku rządzili królowie. Któż nie zrozumie od razu z wyrażenia miasto Rzym, o jakiej rzeczy początek chodzi?
W ewangelii Jana mamy do czynienia z wyrazem początek, który jest nieokreślony i który definiuje podmiot w wersecie 1, tu zaś mamy i zdefiniowany podmiot i ściśle określony wyraz początek, który nie jest jak w poprzednim przypadku orzeczeniem tego zdania, zatem przykład jest non sequitur.
Tak i tutaj z dodanego słowa ὁ λόγος, czyli Mowa, albo z samego tytułu i treści księgi, albo z jednego i drugiego od razu należy wnioskować, o jakiej rzeczy początek chodzi.
Gdybyśmy z tego fragmentu wnioskowali tak jak to sugeruje JSB, padlibyśmy ofiarami takiego samego zwiedzenia jakiemu uległ JSB… patrz wyżej.
A o samym wyrazie ὁ λόγος czy też Mowa, co oznacza i w rozpoczęciu Listu, gdzie także wspomina o mowie, a nadto dodaje wyraz życia – aby zarazem objaśnić znaczenie tego tytułu [tj. wyrazu mowa].
dlaczego – powiemy wkrótce. Nikt bowiem nie wątpi, że tytuł i treść księgi to Ewangelia-Dobra Nowina, o czym świadczy też zawartość całej księgi. Nikt więc nie powinien mieć wątpliwości, że chodzi tu o początek Dobrej Nowiny. I nie ma żadnego powodu, by ten sam Apostoł w inny sposób używał wyrazu początek w rozpoczęciu Ewangelii, a w inny w rozpoczęciu Listu, gdzie także wspomina o mowie, a nadto dodaje wyraz życia – aby zarazem objaśnić znaczenie tego tytułu [tj. wyrazu mowa].
Załóżmy, że wyraz logos można poprawnie przetłumaczyć na słowo i na mowa, jednakże nie można nie zauważyć, że choć są to słowa bliskoznaczne to zdecydowanie nie równoznaczne.
Nieroztropne używanie tych dwóch słów zamiennie w kontekście precyzyjnie zdefiniowanej treści Pisma, może doprowadzić do rażącego jej wypaczenia, czego mamy jaskrawy przykład w interpretacji. JSB.
Choć mam nadzieję, że już dostatecznie wyłuszczyłem powód, dla którego proponowana przez JSB wersja interpretacyjna [mowa] nie może być uznana za słuszną, powiem o jeszcze jednym ważnym ku temu powodzie.
Jest nim treść obietnicy Bożej, na co powołuje się apostoł Jan w swoim liście i świadectwo jej spełnienia.
Otóż Bóg nie obiecał swemu ludowi Dobrej Nowiny, lecz życie-- żywot wieczny, o czym mówi 1Jn 2:25: A tać jest obietnica, którą on nam obiecał, to jest żywot on wieczny.
I o spełnieniu tej właśnie obietnicy Bożej mówi w wersecie 2 pierwszego rozdziału: (Bo żywot objawiony jest i widzieliśmy, i świadczymy i zwiastujemy wam on żywot wieczny, który był u Ojca, i objawiony nam jest.).
Przetestujmy zatem poprawność interpretacyjną, na którą z takim naciskiem nalega JSB w kontekście omawianego tu tekstu zamieniając wyraz logos na mowa, tam gdzie przekład biblijny używa wyrazu słowo, wygląda to tak: 1Jn 1:1 Co było od początku, cośmy słyszeli, cośmy oczyma naszemi widzieli i na cośmy patrzyli, i czego się ręce nasze dotykały, o Mowie żywota;1Jn 1:1 (Bo żywot objawiony jest i widzieliśmy, i świadczymy i zwiastujemy wam on żywot wieczny, który był u Ojca, i objawiony nam jest.).
Gdyby uznać za słuszne zastosowanie proponowanej przez JSB zasady sylogistycznej, bylibyśmy również zmuszeni uznać wszystkie tego zabiegu konsekwencje a zatem, że można mowę żywota widzieć oczyma naszemi, patrzeć na nią, i jej dotykać rękami, co jest w oczywisty sposób absurdem.
Ponieważ żywot wieczny który obiecał dać Bóg istniał na długo przed czasem objawienia tego żywota – był od początku u Boga zatem, jak wynika to z interpretacji JSB, mowa Dobrej Nowiny istniała [u Boga] na długo przed tym niż została przez posłańców Bożych wyartykułowana.
To jest kolejny absurd który wynika bezpośrednio z niewątpliwie fałszywej interpretacyjicautora tego opracowania.
Nie ma bowiem lepszego sposobu na objaśnienie [słów] Apostoła niż poprzez niego samego: są to bowiem miejsca paralelne. W obydwu słowo początek jest użyte samodzielnie, jest [też] użyty tytuł i nazwa Mowa: w Liście nazwana jest mową życia, bo zwiastuje życie wieczne, w Ewangelii mówi się, że życie było w Mowie; w Liście mówi, że życie się ukazało, w Ewangelii zaś, że życie było światłem ludzi; wreszcie ten sam jest cel Listu i Ewangelii, mianowicie pouczenie, że Jezus, który był Mową Bożą, jest Chrystusem-Mesjaszem Bożym, o czym usłyszano na samym początku [głoszenia] Ewangelii-Dobrej Nowiny (J 20,31; 1J 2,24, 4,2-3, 5,1).
Z niejakim zażenowaniem komentuję, że dowód tu przedstawiony jest skonstruowany niezwykle niedbale.
JSB „skacze” wręcz pomiędzy tym co sam tłumaczy w sposób alegoryczny, a wnioskami, których naturę zdecydowanie definiuje w kategoriach rzeczywistych.
To niechlujstwo sprawia, że trudno się odnieść do tych argumentów, jednak nie sposób przejść do porządku dziennego nad takimi orzeczeniami jak: „.... Jezus, który był Mową Bożą, jest Chrystusem-Mesjaszem Bożym, o czym usłyszano na samym początku [głoszenia] Ewangelii-Dobrej Nowiny (J 20,31; 1J 2,24, 4,2-3, 5,1)”.
Dla porządku rzeczy cytuję w całości „dowody” biblijne wspierające jakoby konkluzje JSB:
John 20:31: Ale te są napisane, abyście wy wierzyli, że Jezus jest Chrystus, Syn Boży, a żebyście wierząc żywot mieli w imieniu jego.
I John 2:24: Wy tedy, coście słyszeli od początku, to niechaj w was zostaje; jeźliby w was zostawało, coście słyszeli od początku, i wy w Synu i w Ojcu zostaniecie.
I John 4:2: Przez to poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, iż Jezus Chrystus w ciele przyszedł, z Boga jest.
I John 4:3: Ale wszelki duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus w ciele przyszedł, nie jest z Boga; ale ten jest on duch antychrystowy, o którymeście słyszeli, iż idzie i teraz już jest na świecie.
I John 5:1: Wszelki, co wierzy, iż Jezus jest Chrystusem, z Boga się narodził; a wszelki, co miłuje tego, który urodził, miłuje i tego, który z niego jest narodzony.
Gdzie, zapytuje się, w powyższych wersetach znajduje się dowód biblijny na stwierdzenie, że „Jezus, był Mową Bożą”???
Gdzie znajduje się dowód na to, że ta Mowa Boża jest Chrystusem – Mesjaszem Bożym, o czym usłyszano na samym początku [głoszenia] Ewangelii-Dobrej Nowiny???
Czy mamy rozumieć z tej wypowiedzi, że człowiek to mowa, którą/którego usłyszano na początku???
Doprawdy, tego rodzaju interpretacja tekstu Pisma wzbudza poważne podejrzenia o niską zdolność racjonalnego myślenie jego autora.
Wreszcie, po cóż więcej [przykładów]? Sam Apostoł ukazuje, co rozumie przez początek, gdy wspomina przyjście Jana Chrzciciela. Bowiem przyjście Jana Chrzciciela nie może być łączone z żadnym innym początkiem niż początek Ewangelii-Dobrej Nowiny – o tym wkrótce powiemy.
Najmocniej przepraszam, o czym znowu mówi autor tego artykułu?
Sam przecież dowodził jeszcze niedawno, że gdy słowo początek jest użyte w formie nieokreślonej [tak jak w omawianym wersecie] należy doszukiwać się jego wyjaśnienia w kontekście najbliższym.
Czas przyjścia Jana Chrzciciela ma się natomiast do początku o którym mówi Jan 1.1 dokładnie tak, jak piernik do wiatraka.
I kto powiedział, że przyjście Jana Chrzciciela jest/ma być z jakimkolwiek początkiem łączone, z czego wynika taka teza?
Mówią jednak, że należy to rozumieć jako początek świata, i że wynika to z wyrazu λόγος, to jest Mowa, i z następnych słów, w których jest powiedziane, że wszystko stało się przez Mowę.
Dokładnie tak (o czym mówiłem wcześniej), wynika to z faktu, że słowo wszystko jest również nieokreślone [nie definiuje wszystkiego w jakimś rodzaju tylko], a zatem oznacza absolutnie wszystko, bowiem do niczego szczególnego się nie odnosi, a stąd nie wyklucza niczego z pojęcia wszystko.
O tym czy i w jaki sposób można zamiennie używać wyrazów słowo i mowa, pisałem wyżej.
Jeżeli mają przy tym na myśli nowe stworzenie, nie będziemy się z nimi zbytnio spierać, a jeśli stare – to ów ὁ λόγος czy też mowa nie ma z nim nic wspólnego, o czym wkrótce powiemy.
Jak już wspomniałam, pojęcie stare stworzenie nie występuje w Biblii, jest neologizmem unitariańskim.
Porównywanie go z nowym stworzeniem jest z tej i z merytorycznych przyczyn całkowicie nieuzasadnione, o czym także już pisałem.
Ale co uderza najmocniej w tym zdaniu to fakt, że zdaniem JSB wyraz logos nie ma ze stworzeniem [tym unitariańskim starym stworzeniem] nic wspólnego!
Doprawdy, nigdy przedtem nie spotkałam się z poglądem do tego stopnia radykalnym.
Cóż zatem mówi Psalm 33:6?
Psalms 33:6: Słowem Pańskiem są niebiosa uczynione, a Duchem ust jego wszystko wojsko ich.
Wersja grecka tego wersetu:
Psalms 33:6: Με τον λογον του Κυριου εγειναν οι ουρανοι, και δια της πνοης του στοματος αυτου πασα η στρατια αυτων.
Czyżby unitarianom Bóg objawił coś, czego absolutnie nikomu innemu nie objawił???
A wyraz początek powinien być zrozumiany już wcześniej, zanim czytelnik przejdzie do tych słów, w których mówi się, że wszystko stało się przez mowę, bo i one powinny być rozumiane według treści, do której się odnoszą, a którą jest Ewangelia-Dobra Nowina.
Nie wiem czy dobrze rozumiem sugestię JSB, ale jeśli tak, to odczytuję w tych słowach odezwę do interpretacji słów Pisma według klucza wcześniej urobionego poglądu biblijnego, żeby nie powiedzieć dogmatycznego .... żenujące!
Pozostaje mi tylko żywić nadzieję, że są jeszcze tacy ludzie, którzy nie pozwolą się ogłupić blichtrem słów tylko dlatego, że wychodzą one z ust „wielkiego autorytetu”.
Początkiem zaś Ewangelii-Dobrej Nowiny było nauczanie Jana Chrzciciela, którego najpewniejszym świadkiem jest Marek, gdy mówi: Początek Ewangelii („Dobrej Nowiny”) Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, tak jak napisano u Proroków: „Oto posyłam Wysłańca mego przed tobą, który przygotuje ci drogę twoją. Głos wołającego na pustkowiu: gotujcie drogę dla Pana, prostujcie ścieżki jego!” Pojawił się Jan chrzcząc na pustkowiu i głosząc chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów (Mk 1,1-4). Czyńcie pokutę: przybliżyło się bowiem królestwo niebieskie (Mt 3,2).
Ano, było, było ….. i co z tego?
A co z początkiem diabła, czy też zaczął istnieć od początku głoszenia Ewangelii-Dobrej Nowiny?
Wszak powiedział Jezus, że on był od początku mężobójcą (?)
Naprawdę, poziom argumentów jakie przytacza JSB bynajmniej nie zachęca do poważnego traktowania jego konkluzji.
I stąd się bierze to, że wszyscy Ewangeliści opisują nauczanie Jana wcześniej niż Chrystusa. Dlatego szczególnie to było celem Apostoła, by przede wszystkim pouczyć, że Jezus jest głównym autorem Ewangelii, a nie Jan Chrzciciel, jakkolwiek on nauczał wcześniej niż Jezus. Co zaznacza także Marek w przywołanych słowach, odnosząc Ewangelię-Dobrą Nowinę do Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, jakkolwiek wskazuje nauczanie Jana jako jej początek, a nawet zaświadcza – tak jak i inni Ewangeliści – że Jezus został ochrzczony przez Jana (w. 9). Apostoł nie mówi zaś, że Jezus był na początku Dobrej Nowiny (któż zresztą tego nie wie? – skoro Jezus był nieco młodszy od Jana, i żył dłużej od niego), ani też, że na początku Dobrej Nowiny był Chrystus-Mesjasz: przyjął już bowiem za pewnik to, co przedsięwziął wykazać na temat Jezusa – ale: na początku – domyślnie: Ewangelii-Dobrej Nowiny – była Mowa.
Jak wykazałem wcześniej: na początku odnosi się do czasu/stanu istnienia/bytności [było] podmiotu [logos], i z tej przyczyny nie ma nic wspólnego z działalnością Jana czy Jezusa, jak nieudolnie łaczy ze sabą JSB.
Z tej samej przyczyny stwierdzenie na początku było logos nie jest równoważne ze stwierdzeniem logos jest początkiem Ewangelii.
.................
Niestety, zdecydowana większość tekstu jaki następuje potem objawia te same błędy, które JSB popełnił wyżej i na których dalej buduje fałszywą interpretację treści Pisma.
Było bowiem czymś zupełnie odpowiednim, by Mowa – prawdziwy wykładacz Ewangelii-Dobrej Nowiny – znalazła się na początku Ewangelii [tj. księgi]. Nie dodaje, czyja to była mowa, bo z samego tekstu daje się rozumieć, że była to Mowa owego jednego Boga. Podobną elipsę mamy niżej w 4,20-21 i w Kol 1,19. Dla nikogo nie jest wątpliwe, że przez Mowę rozumie się tu Jezusa, jak o tym poucza sam tekst i jak Jan ujawnia w wersie 17 – ale Jezusa obdarzonego już zobowiązaniem i godnością mowy. Jeśli więc słowo początek powinno być rozumiane w odniesieniu do Jezusa i do obowiązku mowy, z pewnością nie można tego początku rozumieć inaczej niż początek Dobrej Nowiny, skoro nie jest skądinąd wiadome, jakoby Jezus istniał zanim się stał [tj. przed poczęciem] i podjął się obowiązku mowy. Stąd widać, że próżne są wysiłki tych, którzy na podstawie tego wstępu do Ewangelii chcą udowodnić προϋπάρχει τοῦ λόγου („preegzystencję słowa/mowy”), i o ile nie wykażą tego wcześniej skądinąd, my będziemy rozumieć i słowo początek, i określenie mowa, i wszystko w odniesieniu do Jezusa. Zobacz więcej w komentarzu do wersu 17. Tu zaś po raz pierwszy Ewangelista poprzez tak wzniosły tytuł mowy Bożej wynosi Jezusa ponad Jana, a Jezus wkrótce wykazał, że tytuł ten słusznie mu przydzielono. Nazywa więc Jezusa z emfazą λόγος, czy też mową Bożą κατ' ἐξοχὴν (gr. „w pełnym tego słowa znaczeniu”).
Cóż za nonsens!
JSB wysuwa tu argument (i jak się wydaje czyni to z wiarą w to co mówi), że fizyczna osoba Pana Jezusa, człowiek z krwi i kości – Jezus Chrystus, jest mową, którą On, ten człowiek wypowiada!
Przyznaję, jeśli jest to parabola, to parabola o bardzo dziwnym, zakręconym w gordyjski węzeł kształcie.
Trudno inaczej skomentować ten oczywisty absurd.
Zgrecyzowani Żydzi zwykli nazywać Aniołów Bożych logoi, czyli mowami, jak wiadomo między innymi od Filona; u niego pojawia się też wspaniały i κατ' ἐξοχὴν nazywany ὁ λόγος Syn Boży, którego Filon wykształcony w szkole platońskiej uważa za ideę człowieka i ów obraz Boga, według którego został stworzony człowiek. Nazywali więc Aniołów Mowami Bożymi metaforycznie, bo niczym pośredniczący tłumacze obwieszczali wolę Bożą i wcielali ją w czyn – i taką też moc posiada właściwa Mowa Boża. Ponieważ nikt nie uczynił tego doskonalej od Jezusa, który, niczym pośredniczący tłumacz, przedstawił nam tajemnice Bożej woli co do naszego zbawienia, i wypełnia ją, zasłużenie Ewangelista ozdobił go tym tytułem κατ' ἐξοχὴν. To samo czyni w swoim Liście, gdzie najpierw nazywa go Mową życia z tego względu, że życie, które było u Ojca, pierwszy ogłosił i nam je objawił (1J 1,2), a następnie po prostu Mową (1J 5,7) (jakkolwiek tego miejsca brak w kodeksach o najmniej podejrzanej autentyczności, to jest najstarszych i powstałych przed czasami Hieronima); w Apokalipsie nazywany jest Mową Bożą, i w ten sposób wyraźnie różni się od Boga, którego jest mową. Chaldejczyk Parafrasta Jonatan i Onkelos często dla efektu używają metonimicznie wyrażenia Mowa Boża zamiast Bóg. Bowiem nigdy nie odróżniają Mowy Bożej od osoby Boga, jak to ma miejsce u Jana, ani też nie identyfikują jej z Mesjaszem, bowiem w tych miejscach, w których mówią o Mesjaszu, przeciwstawiają Mowę Bożą – zgodnie z tym, jak rozumieją to wyrażenie – Mesjaszowi. Widać stąd, jak oszukują samych siebie ci, którzy widzą tu [w prologu Ewangelii Jana] mowę, przez którą dokonało się stare stworzenie. Bowiem tamta mowa – to były słowa Boga, którymi nakazywał, aby coś się stało; ta zaś to konkretna osoba – Jezus.
Dobrze się dzieje, że JSB podkreśla absurd wynikający z utożsamienia logos [słowa/mowy] z bytem osobowym, tylko czy przypadkiem sam, trochę dalej, nie pada ofiarą takich urojeń?
Jest natomiast prawdopodobne, że Apostoł nawiązuje do słów Mojżesza, gdy rozpoczyna tymi samymi słowami na początku, gdy wspomina o Mowie, gdy mówi, że wszystko przez nią się stało, gdy przypisuje jej czynienie światła, gdy stwierdza, że przez nią stał się świat; lecz wszystko to mówi – w sposób wytworny – w innym sensie i znaczeniu, jak zwykli postępować ci, którzy robią nawiązania: na tym bowiem polega wdzięk nawiązania. Dlatego też głosi o tej Mowie takie rzeczy, które nie mają żadnego zastosowania do mowy u Mojżesza, z tego względu, że były to wypowiedzi Boga, a nie żadna osoba.
Czy JSB’owi wydaje się, że uchronił się od błędu tłumacząc wypowiedź Apostoła jako „nawiązanie” do logos w aspekcie osoby Jezusa?
Obawiam się, że jest to ten sam wilk, tym razem jednak przyodziany w owczą skórę.
Gdy więc [nasi przeciwnicy] mówią, że ta mowa to Syn Boży, zaprzeczają tym samym, że Syn Boży jest osobą, i stwierdzają, że on raz jest, a raz go nie ma. Gdy bowiem Bóg przemawiał – był, a gdy zaprzestawał mówić – nie było go. Skoro więc jest prawdopodobne, że Mojżesz opisuje dzieło stworzenia na podobieństwo ludzkiego działania, podobnie jak i wiele innych rzeczy jest opisywanych w Piśmie świętym (dlaczego bowiem Bóg miałby mówić we właściwym znaczeniu tego słowa, jeśli nie było tych, którzy by usłyszeli mówiącego? [przy stworzeniu świata]) – cóż innego mówią, niż to, że Syn Boży istniał w rzeczy samej nie dłużej, niż trwało owo mówienie?
Zdaje mi się, podkreślam zdaje, że autor sam gubi się w plątaninie bezsensu swoich własnych argumentów.
Z jednej strony dowodzi, że mowa to osoba Jezus, z drugiej zaś, używając argumentu trynitarnego, sam dowodzi, że pogląd taki rodzi absurd.
Czy JSB na pewno siedzi jeszcze na gałęzi, którą tak skutecznie sam podcina?
Wśród tego gąszczu absurdów na uwagę zasługuje jednak argument podważający sprawozdanie Pisma o rzeczywistym mówieniu [przez Boga], artykułowaniu myśli w wokalny sposób w akcie stworzenia, który pada w ostatnim zdaniu.
Pytanie jest zasadne: po co mówić jeśli nikt nie słucha?
Jednak tak postawione pytanie obnaża zawężony horyzont widzenia, co sprawia że nie może ono być zasadne.
Nie możemy bowiem nie być świadomi istnienia innej niż otaczająca nas materialna rzeczywistości w czasie, w który Pismo opisuje aktu stwarzania świata.
I nie mam tu na myśli bynajmniej niepodważalnego faktu istnienia bytów duchowych w czasie przed stworzeniem świata materialnego, lecz przede wszystkim mechanizm, którego istotę w jakimś sensie obrazuje Romans 10:10.
Widzimy tam, że i sam Bóg, aby ziścić pragnienie woli człowieka [zgodnej z Bożymi intencjami], które już dojrzało w umyśle/sercu tego człowieka, potrzebuje mimo tego usłyszeć zwerbalizowaną postać tej woli.
Istnieje zatem ściśle określona zasada, wedle którego ziszczają się/materializują się zamiary/wola Boga.
Jak widać z powyższego, uruchomienie mechanizmu zmiany w rzeczywistości duchowej, może wymagać fizycznej werbalizacji woli tejże zmiany w otaczającej nas czaso-przestrzeni.
Wydaje się że słowo katalizatorem inicjującym powstanie i/lub transport mocy (być może pola energetycznego) koniecznej do realizacji tego, co pozostawało wcześniej tylko w zamyśle, a co bez zwerbalizowania tego zamysłu nie mogło się ziścić.
Śmiem twierdzić, że ta sama zasada leżała u podstaw wypowiadania przekleństwa do drzewa, które przecież nie słyszało mówiącego Jezusa, a mimo to uschło zgodnie z Jego wolą
Bo – o ile poprawnie rozumujemy – Bóg swoją potężną mocą natychmiast stworzył wszystko, co chciał. I skoro tyle razy czytamy w innych miejscach Pisma, że Bóg powiedział to lub owo – czemu nigdy nie uznajemy tego mówienia za osobę?
Dlatego, że teza o tym iż mówienie/słowo [logos] jest osobą jest absurdalna i tu nie ma co dłużej na ten temat dywagować.
Z pewnością to, co pisze Jan: Na początku była Mowa, a mowa była u „τὸν θεόν” [„Boga”] i „θεὸς” [„Bogiem”] była mowa. Ona była na początku u „τὸν θεόν”, i dalsze wersy, nie mogą dotyczyć czego innego niż osoby, a zatem nie dotyczą ani dosłownie rozumianej mowy Bożej, ani zdolności rozmawiania, ani rozumu, ani potęgi, ani żadnego innego przymiotu Boga.
A tu taki kwiatek...?
Jeśli Bóg mówi, wypowiada logos, to to nie jest osoba, ale gdy Jan mówi o słowie/mowie [logos] to ten fakt czyni z mowy [logos] osobę mówiącą Dobrą Nowinę..!!!???
Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy (nie wyczaruje, lecz wytłumaczy) logikę w takiej konkluzji.
Do tego mamy „rozumieć”, że Jan 1.1-3 i dalsze wersety (nie wiadomo dokładnie do którego) nie mogą dotyczyć ani zdolności mówienia, ani rozumu, ani potęgi, ani żadnego innego przymiotu Boga, lecz że jest tam mowa o osobie zwanej mowa .... - mowa trawa - nie przychodzi mi na myśl trafniejsze podsumowanie tej wypowiedzi JSB.
W jakim bowiem celu mówiłoby się o tym, że mowa, przez którą Bóg rozkazał, by wszystko się stało, była wtedy, kiedy była?
Aby zrozumieć istotę Tego, który się począł z kobiety, a o którym Pismo mówi, że jego wyjścia od prawieków tj od wieczności, na długo wcześniej niż jego narodzenie się w ciele.
Lub inaczej: aby zrozumieć jak w osobie Pana Jezusa, (w człowieku - synu bożym) to co wieczne łączy się z tym co doczesne.
I w jakim sensie mówiłoby się, że była u Boga (1), że była Bogiem (2), i że była na początku u Boga(3)?
Wygląda mi na to, że zamieszanie w głowie JSB wynika z braku wnikliwej analizy tekstu.
Odpowiem:
(1) w takim, w jakim słowo [logos], nie istniejące substancjalnie zdarzenie, nie jest/nie przebywa/nie istnieje/nie występuje samo przez się, a zatem nie jest możliwe definitywne określenie stanu jego bytności w żadnym innym czasie, jak tylko wtedy gdy jest artykułowane, ale i wtedy, jest tylko i wyłącznie ekspresją woli tego, który je wypowiada.
Ten szczególny stan bytności [w bezpośredniej relacji z tym który je wypowiada], najbardziej adekwatnie określa właśnie wyrażenie „u”.
W takim sensie mówi się „u Boga”.
(2) O tym, że było Bogiem mówi się w aspekcie integralnego i tożsamego charakteru relacji pomiędzy Bogiem słowa wypowiadającym tj. świadomością Boga i treścią słów wyrażających stan Bożej świadomości.
Także w sensie chwały [logos] wynikającej z faktu, że było ono wyłącznym „narzędziem” realizacji woli Boga, siłą sprawczą Jego woli, tożsamą z racji integralności jaka zachodzi pomiędzy osobą i słowami przez nią wypowiadanym.
Informację o tym przekazuje w dosadny sposób Psalms 33:6.
SZYSTKO zostało uczynione słowem [logos] Boga, Bóg rzekł – wypowiedział słowa i stało się/zaistniało realnie to, co On zdefiniował swoimi słowami.
I już na koniec, aby potwierdzić wiarygodność Bożej natury Pana Jezusa – drugiego człowieka.
Myślałem, że to jest zrozumiałe dla wszystkich....
(3) O tym że było [logos] na początku u Boga mówi się w sensie zaakcentowania faktu, że było początkiem, pierwotną, jedyną i bezpośrednią siłą sprawczą aktu stworzenia, było przed tym nim jeszcze się cokolwiek stało, co jest logicznym wnioskiem ze zdania: przez nie wszystko się stało co się stało.
Oczywistym jest bowiem, że to [logos] przez które staje się wszystko, jest przed tym co się przez nie staje, jest na początku stawania się tych rzeczy, które się przez nie stają.
To niezwykle ważny fakt, z niego bowiem wynika, w kontekście Jan 1.14, chwała jednorodzonego [syna], poczętego ze słowa które się stało ciałem, o czym mowa w wersetach 14 i 15.
Świadectwem takiego stanu rzeczy jest Col 2:9 Gdyż w nim mieszka wszystka zupełność bóstwa cieleśnie.
Naturalne przymioty Boga są wszakże nie tylko na początku, ale zawsze, nie u Boga, ale w Bogu są i były, i nie są oddzielne od osoby Boga.
To fakt, tylko że tu nie o takich przedmiotowych atrybutach Boga mowa.
Słowo, czy też mowa, jest potencjalnym, a nie substancjalnym przymiotem [Boga] dlatego nie może być „w Bogu zawsze”. Aby mogła być „w Bogu” musiałaby być wielkością istniejącą nieustannie, a ponieważ taką nie jest, nie istnieje w dowolnym czasie i dlatego Pismo definiuje ją w kategorii potencji, adekwatnie stwierdzając, że jest ona u Niego, a nie w Nim.
A któż nie wie, że stwórca stoi u początku stworzenia?
To mam nadzieję wiedzą wszyscy, ale tam słowo a nie stwórca jest podmiotem zdania.
To zaś, co było na początku, nie było jednocześnie przed owym początkiem, a tym bardziej bez początku.
Czyżby?
Czy na pewno siła sprawcza nie istnieje przed rzeczą przez nią sprawioną?
Jeśli zatem sprawia wszystko od początku, czyż nie istnieje przed tym początkiem?
Niebo i ziemię Bóg stworzył na początku. Niebo i ziemia były więc na początku, a nie przed początkiem. Następnie, któż owego jedynego Boga, nazwałby mową tegoż jedynego Boga, oddzielną od osoby jedynego Boga? Któż powiedziałby, że ów jedyny Bóg był u jedynego Boga? Któż przeciwstawiałby owego jedynego Boga – jedynemu Bogu, jako od niego różnemu? I to w ten sposób, że przeciwstawiając go temu jedynemu Bogu, mówiłby – nie bezwzględnie i podmiotowo, ani też z emfatycznie, lecz tylko predykatywnie [albo: orzecznikowo], i nie emfatycznie – że był on Bogiem?
Czy JSB nie strzela sobie tutaj w swoją stopę?
Nie rozumie biedaczysko, że słowo jest formą przekazu myśli?
I któż ośmieliłby się powiedzieć, że słowa wypowiadane przez Boga nie są wyrażeniem myśli tegoż Boga?
Bowiem, jeśli ktoś, idąc za starożytnymi Ojcami, mówi, że mowę należy rozumieć jako osobę różną od jedynego Boga, która jednak była już na początku starego stworzenia, i następnie stała się człowiekiem-Jezusem, niech wykaże to raczej skądinąd, z pomocą jasnych słów Pisma. To miejsce jest zbyt niejasne, aby z niego można było to udowodnić, zwłaszcza że sam człowiek-Jezus, bez owej osoby, zupełnie wystarcza jako źródło interpretacji dla tego miejsca, ta zaś osoba nie ma żadnego związku z tym miejscem, i kompletnie zaćmiewa Jezusa-człowieka i jego boską chwałę, o czym powiemy w stosownym miejscu, i ani sama nie mogłaby stać się człowiekiem (zaprzestałaby bowiem być tym, czym była), ani też przeciwnie, człowiek nie mógłby stać się osobą, która już wcześniej była (bo tego, co się staje, [uprzednio] jeszcze nie było), ani też dwie osoby nie mogłyby być jedną osobą, a gdyby były, byłyby nową, inną osobą; ani człowiek nie może być substancją, którą ze swej natury nie jest, podobnie jak, skoro jest rozumny, nie może być [jednocześnie inną] osobą, ani też, jeżeli jest człowiekiem, który nie jest [inną] osobą, tym bardziej nie może być tą osobą, która istniała przed założeniem świata, ani też stworzyć wspólnie z nią jakiejś (choćby innej, nowej) osoby, pozbawiony wszelkiej po temu istoty i bytności.
Nie będę komentował sporu nieznanych mi ludzi o jakieś absurdalne wymysły jednych czy drugich.
Fragment jest, wbrew ocenie JSB jasny, choć to wcale nie wyklucza, że dla niektórych on takim nie jest. Należy mieć świadomość tego, że czymś zupełnie innym jest jasność treści przekazywanej, a jasność interpretacji tego przekazu.
Ta ostania może wydawać się niejasna, mimo że ta pierwsza jest absolutnie klarowna.
I nikt nie zaprzeczy przecież temu, że gdy się nie rozumie co jest mówione (nawet jeśli mówiący wyraża się bardzo precyzyjnie), wtedy to co jest mówione jest dla bezrozumnego słuchacza „bardzo niejasne”.
Ze względu na swą substancję, człowiek jest człowiekiem i niczym innym, tym bardziej zaś boską osobą istniejącą przed światem.
Człowieczeństwo wyklucza wszystko, co jest nie-człowiekiem. Cokolwiek jest, czy też nie jest, i wszystko, co jest, na ile jest, na tyle jest jednością [tj. każdy byt jest w całej swej istocie odrębną jednością i nie może być zarazem czym innym]. Widać stąd, co należy sądzić o tej osobie, o której mówi się, że jest obrazem Boga, którą Bóg poczyna, kontemplując samego siebie, która – ponieważ Bóg nieustannie kontempluje samego siebie – nieustannie także jest rodzona. Taka interpretacja bowiem, skoro nigdzie nie jest przekazana wyraźnie w słowach Pisma, ani też sama z siebie nie ma żadnego prawdopodobieństwa, bezpodstawnie jest wyprowadzana – i to w odniesieniu do Jezusa – z określenia λόγος. Takie poglądy należy pozostawić tym, którzy wolą karmić się płodami swego umysłu niż niezbitą prawdą rzeczy. Niech sobie mają Syna Bożego, który w boskim rozumie zawsze podtrzymuje poczynanie i myśl, i w ten sposób ciągle się rodzi;
W tym poglądzie jestem z unitarianami jak i ze wszystkim jasno myślącymi ludźmi świata absolutnie zgodny.
Zwracam jednak uwagę na fakt, że Bóg dokonał w osobie Jezusa czegoś nowego, powołał do istnienia drugiego człowieka w akcie nowego stworzenia. Ten drugi człowiek różni się w swej naturze zasadniczo od pierwszego człowieka.
Pierwszy jest cielesny drugi duchowy, boski.
Nie zaprzecza to w żadnej mierze temu, że i ten drugi jest człowiekiem.
Należy jednak rozumieć różnicę jaka pomiędzy nimi zachodzi o czym dostatecznie jasno wypowiedział się apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian:
1 Corinthians 15:47: Pierwszy człowiek z ziemi ziemski; wtóry człowiek sam Pan z nieba.
W tym drugim cieleśnie zamieszkuje pełnia boskości (Col 2:9) co nie czyni Go ani kimś więcej niż człowiekiem, ani kimś mniej niż człowiekiem, ani bogiem i człowiekiem, lecz zwyczajnie innym niż pierwszym człowiekiem, a to za sprawą natury nasienia z jakiego został spłodzony.
nam niech zostawią już dawno zrodzonego, z odwiecznego, poprzedzającego czas zamysłu boskiego rozumu, wydanego na świat, gdy nadeszła pełnia czasów.
Zostawiam tedy unitarianom, wedle ich życzenia, syna zrodzonego z zamysłu boskiego rozumu [jak można się zrodzić z zamysłu?], sam wierząc w człowieka zrodzonego z odwiecznego, poprzedzającego istnienie czegokolwiek ducha YHWH, który ożywia słowa Boga tak, że one same przez się są nosicielami życia i stały się ciałem, które umożliwiło spłodzenie Jezusa.
W tych więc słowach na początku była Mowa Ewangelista mówi, że Jezus (do którego odnosi się określenie mowa) już wówczas, gdy rozpoczynał głoszenie Ewangelii, miał już powierzony od Boga obowiązek mowy κατ' ἐξοχὴν [„w pełnym tego słowa znaczeniu”], chociaż jeszcze go nie wypełnił.
Na to życzeniowe stwierdzenie JSB nie ma jednak żadnego dowodu biblijnego.
W tych słowach Ewangelista mówi o logos-słowie, nie mowie, za sprawą którego na początku Bóg stwarzał świat, nie odnosi zatem Ewangelista tych słów do Jezusa, jak błędnie konstatuje JSB.
Wynika więc z tego, że Jezus, chociaż przyszedł, gdy głoszenie Ewangelii zostało już zapoczątkowane, i zdecydował się przyjąć chrzest od Jana, nie był jednak uczniem tego, który zapoczątkował Ewangelię i go ochrzcił, ale głównym posłańcem Bożym, którego tamten poprzedził, niczym jutrzenka słońce – a zatem nie był nauczycielem swego następcy, tylko przyszłym uczniem. Wszak główni posłowie także mają zwyczaj najpierw wskazywać i kontynuować to, co wysłannicy posłani wcześniej [rozpoczęli], aby im przygotować drogę.
Nie biorę udziały w tym sporze.
I tak Apostoł zapewnia o godności Chrystusa, gdy nazywa go w Ewangelii i Mową Bożą κατ' ἐξοχὴν, i głównym Posłańcem Boga, i co za tym idzie, poucza, że już na początku Ewangelii-Dobrej Nowiny – jakkolwiek rozpoczętej przez kogo innego, wysłanego przed nim – został przez Boga naznaczony zobowiązaniem. Bez wątpienia Jan był głosem wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jezus zaś był κατ' ἐξοχὴν Mową Bożą, która nie tylko wyłożyła wszystkie tajemnice boskiej woli co do naszego zbawienia, ale także wyposażona w boską moc, w całości naszego zbawienia dokonała. I skoro jest oczywiste, że tytuł Mowa oznacza Jezusa, nie powinniśmy na podstawie wyrazów początek i Mowa, które same z siebie mogą dopuszczać różną interpretację, i, w następstwie, na podstawie tego, co mówi się tu o Mowie, czynić z Jezusa osoby, która była, zanim Jezus został poczęty i narodzony, a zatem samego jedynego Boga, lecz rozumieć i interpretować to wszystko w odniesieniu do Jezusa, jako rzeczy ze wszystkich najbardziej znanej i najpewniejszej.
Powyższa wypowiedź jest najlepszym dowodem słuszności zasady o wyciąganiu fałszywych wniosków na podstawie fałszywej tezy, nic dodać, nic ująć.
Następnie, widać stąd, że wyraz ὁ λόγος poprawniej jest przełożyć mowa [sermo] , jak uczynił Erazm i niektórzy inni, niż słowo [verbum]. Bo do przedstawienia Bożej woli potrzeba większej liczby słów, które składają się na mowę, i sam wyraz ὁ λόγος oznacza właściwie mowę. Jeśli jednak wyraz słowo jest użyty jako synekdocha zamiast mowa, [wtedy] oddaje to sens – bo i ὁ λόγος oznacza czasem słowo. Widać stąd, że przez ὁ λόγος nie rozumie się [tu] osoby, która jest najwyższym Bogiem. Tytuł ten, przyjęty dla oznaczenia osoby różnej od jednego Boga, wskazuje na sługę Bożego, nie samego najwyższego Boga.
Mowa trawa, dowiodłem wcześniej że sens zdania, szczególnie słowa na początku wymuszają inną interpretację.
Słowo jest pojęciem pierwotnym względem czynności mowy. Mowa nie czyni słów, to słowa składają się na mowę. Co jest konsekwencją czego i co uprzedza inne, jest tu jasne i logiczne, a ponieważ jest mowa o początku, toteż nielogicznym jest mówienie o początku w stosunku do czegoś co jest następstwem czegoś innego, czegoś co poprzedza to drugie. To wskazuje, że logos winno tu być poprawnie przetłumaczone na słowo, a NIE mowa.
Niektórzy Chaldejczycy Parafraści używają określenia mowa Boża zamiast Bóg, ale jako metonimii efektu [łac. metonymiam effecti], nie odróżniają zaś Mowy Bożej od Boga, jako osoby od osoby. Podobnie Jan, przy użyciu tegoż rodzaju metonimii, nazywany jest głosem wołającego na pustyni (w. 22). Podobnie, poprzez metonimię cechy zamiast podmiotu [łac. metonymiam adjuncti pro subjecto], zamiast samego Boga używane jest określenie imię Boże, i Majestat Królów, albo łaska, albo godność, tak jak i w przypadku innych osób – [takie określenia] są używane zamiast określeń wskazujących wprost na osoby, ale nie oznaczają osób od nich odrębnych. Nadto, któż – jak już poprzednio zwróciliśmy uwagę – mówiłby, że ów jedyny i najwyższy Bóg był na początku stworzenia? Bo czy jest ktokolwiek tak nierozumny, by o tym nie wiedzieć?
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ekwilibrystykę tego argumentu wymusza błąd założenia pierwotnego.
Oczywiście, że słowo [logos] nie jest żadną osobą, a stąd, że nie istnieje potrzeba argumentowania błędu wynikłego z tej fałszywej interpretacji.
Natomiast jedność osoby Boga z Jego mową, ze słowami które On wypowiada, jeśli jest rozumiana nie w kategoriach osobowych lecz naturalnych, rodzi taki zamęt interpretacyjny, na którym łamią sobie zęby nie tylko wyznawcy trójcy, ale jak się tu teraz okazuje, również unitarianie.
Apostoł pisze dalej: A Mowa była u Boga – „πρὸς τὸν θεόν”. Dodaje coś nowego na temat tej mowy, nie mniej, a nawet bardziej niezwykłego – wywód Apostoła postępuje bowiem wzwyż. Mówi: A Mowa była u Boga – stąd nie było potrzeby, aby czegokolwiek uczył się [Mowa-Jezus] od Jana, i był jego uczniem, skoro miał w niebie innego Mistrza i Nauczyciela; tak więc zaiste przystało, aby Jezus, który był Mową Bożą, to jest pośredniczącym tłumaczem i pierwszym wykładaczem boskiej woli, posłańcem i przyszłym narzędziem Ewangelii, był dołączony do Boga i był u Boga, i od niego otrzymał polecenia, jak sam o sobie świadczy w tej Ewangelii i jak mówi o nim Apostoł w wersie 18.
Naprawdę?
[Mowa-Jezus] była u Boga?
W jaki sposób Jezus [człowiek wszak] BYŁ U Boga???
I od kiedy Jezus BYŁ U Boga?
Czy to ten sam Jezus który się narodził w Betlejem, człowiek, Mesjasz, był zanim się narodził?
Takie bujdy opowiadają przecież trynitarianinie, czyżby JSB niepostrzeżenie przemkną się na zaplecze głównego frontu i wmieszał niepostrzeżenie w szyki wroga?
„Jezus, który był Mową Bożą” ... „był u Boga” ........ interesująca teoryjka.....
Należy tu zaś odnotować emfazę położoną na wyrazie Bóg, dla oznaczenia jedynego i najwyższego Boga, czy też Boga κατ' ἐξοχὴν, i w następstwie nazwania go w sposób bezwzględny czy też podmiotowy, antonomastycznie. Stąd oczywiste jest, że Mowa nie jest jedynym i najwyższym Bogiem. Nie jest to bowiem jeden [byt], ale zupełnie [odrębne] dwa, z których jeden jest u drugiego; bo w tym fragmencie nie ma nigdzie miejsca na dwie – jak oni [tj. nasi przeciwnicy] je nazywają – osoby. Dla nich bowiem dwie osoby są jedynym Bogiem, a zatem jedna z nich nie może być u Boga, lecz obie są jednym i tym samym w liczbie Bogiem – w czym zresztą kryje się jawna sprzeczność.
Faktycznie, tylko że różnica pomiędzy tym co mówią przeciwnicy i tym co insynuuje JSB jest taka jak między sieczką i obrokiem (w jednym i drugi jest mnóstwo plewa, słomy), czyli żadna .....
Nie ma w tym zdaniu emfazy, której istnienie insynuuje JSB, także różnice pomiędzy wyrazem Bóg określającym osobę Boga i Jego logos istnieją tylko w wyobraźni JSB.
Słowo [logos], a nie Bóg, jest podmiotem tych zdań, ono jest emanująca z wnętrza Boga „technologią” twórczego aktu.
Nadto, uwidocznia się tu wielka różnica między obydwiema osobami.
Jakimi osobami skoro JSB sam przecież wyraźnie mówi: „bo w tym fragmencie nie ma nigdzie miejsca na dwie – jak oni [tj. nasi przeciwnicy] je nazywają – osoby.”!!!
Czyżby JSB cierpiał na amnezję?
Jedna jest nazywana ὁ λόγος, domyślnie τοῦ Θεοῦ [„Boga”], druga ὁ θεὸς – jedynym i najwyższym Bogiem. Czy jednak jedna mogłaby być przeciwstawiana drugiej poprzez ten tytuł, jeśli obie byłyby jedynym i najwyższym Bogiem? I to o Mowie mówi się, że była u jedynego Boga, niczym Wysłaniec u Króla, a nie o Bogu, że był u Mowy. Jasne jest także, że chodzi tu o czasy Ewangelii, nie zaś o pierwsze stworzenie wszystkich rzeczy. Bo skoro nie było [przed stworzeniem] niczego poza Bogiem, jakiż był sens w stwierdzeniu, że to, co wówczas było, było u Boga? Są tacy, którzy sądzą, iż o Mowie mówi się, że była u Boga, dlatego że była znana tylko Bogu; kierują się w tym słowami Jana z 1J 1,2: Głosimy wam życie wieczne, które było u Boga i nam się objawiło. Ale Mowa była znana tylko Bogu choćby z tego powodu, że była u Boga w niebiosach. Apostoł mówi o Mowie bez wątpienia to samo, co Mowa sama o sobie:
Jasne.... mowa mówi o sobie, że jest człowiekiem ...... oczywiste.....!!!
Syn Człowieczy wstąpił – ἀναβέβηκεν [gr. „wstąpił”] (w przeszłości) do nieba i zstąpił z nieba (J 3,13), i wstąpi do nieba, gdzie był wcześniej (J 6,62). Bowiem nawet Syn człowieczy nie może być w niebie, jeśli do niego nie wstąpi. Mówi przeto uczniom to, czego dowiedział się od mistrza. Nadto Ewangelia ta dostarcza nam kolejnego wyjaśnienia przywołanego fragmentu z listu Jana – zob. J 8,58. Jan mówi bowiem, że objawiło się życie, które było u Ojca – jako że wyraźna obietnica, już niegdyś utwierdzona przez Ojca, nie była jeszcze [wcześniej] wcielona w czyn, została już wcielona wobec nas – tak więc i Mowa była u Boga, zanim wobec nas nie została wcielona.
A świstaki zawijają to wszystko w srebrzystą folię.
Życie, które się objawiło, należy rozumieć jako spełniającą się „obietnicę już niegdyś utwierdzoną przez Ojca”?
JSB nie rozumie najwyraźniej czym jest życie!
Życie, esencja życia, siła sprawująca życie czy też przyczyna życia, a obietnica życia, to dwa totalnie rożne pojęcia, które tu JSB pomyłkowo utożsamia.
O ile prawdą jest, że życie [słowo] się w osobie Jezusa ucieleśniło, o tyle stwierdzenie, że objawiona obietnica jest życiem, jest zwyczajnie pozbawione sensu.
Obietnica się naturalnie spełniła i spełniła się za sprawa przyjścia Pana Jezusa, ale obietnica to nie życie!
Ale i co do pierwszej części poprzedniego fragmentu należy się nieco więcej wyjaśnienia.
Otóż całkowicie niesłuszna jest konkluzja autora mówiąca „Bowiem nawet Syn człowieczy nie może być w niebie, jeśli do niego nie wstąpi.”
Jest ona zdecydowanie sprzeczna z oświadczeniem Jezus który powiedział: „A nikt nie wstąpił do nieba, tylko ten, który zstąpił z nieba” ( John 3:13)
Wstępowanie do nieba [i bycie w nim] jest w tej wypowiedzi Pana uwarunkowane poprzednim zstąpieniem (a więc byciem tam) z nieba.
Aby zrozumieć istotę tego zagadnienia, unitarianie musieliby odczytać i zrozumieć wypowiedzi Jezusa w sposób dosłowny, a ponieważ oni je wyginają w niezwykłego kształtu parabolę, toteż i ich wnioski są powykręcane i z prostą przesłaniem w nich zawartym nie mają niestety wiele wspólnego.
A przecież Pan mówił wyraźnie, że nie pochodzi z tego świata i nie może być co do dosłownego znaczenie Jego słów najmniejszej wątpliwości, On ich nie wyginał!
Tylko dlatego mógł wstąpić do nieba, że z niego zstąpił – z niego pochodził.
Pochodził z niego nie w sposób filozoficzny lecz dosłowny, i oczywiście że nie preegzystował, że się począł w łonie kobiety, że był człowiekiem.
Unitarianom, tak jak i trynitarianom, w głowie się to nie mieści i dlatego jedni i drudzy wymyślili przesłanki filozoficzne, które mają za zadanie tłumaczyć te na pozór sprzeczne ze sobą fakty
Jedni czynią to z pozycji skrajnego racjonalizmu, drudzy z pozycji skrajnego mistycyzmu.
Znaczenie tych tajemniczych słów Jezusa wynika z faktu Jego poczęcia się z ducha, pierwiastka wiecznego pochodzącego z nieba [zszedł z nieba] i natury duchowej takiego bytu, która jest warunkiem koniecznym do wejścia do Królestwa Bożego [wstąpienie do nieba].
Jezus wyraził tę prawdę w dosadny sposób w rozmowie z Nikodemem.
Jeśli się ktoś ie narodzi z ducha [nie pocznie się, nie zejdzie z wysokości, z nieba] nie wejdzie do Królestwa Bożego [do nieba] John 3:3.
I Bogiem była Mowa: trzecim twierdzeniem – ważniejszym niż dwa poprzednie – które Apostoł wypowiada o Mowie, jest takie, że była Bogiem; z pewnością poucza w ten sposób, że była znacznie doskonalsza i bardziej boska od Jana, żadną miarą zaś, że była jedynym Bogiem: nie mogłoby być bowiem jakiegokolwiek porównania między Janem a jedynym Bogiem – tymczasem bez wątpienia te słowa pisane są w porównawczym odniesieniu do Jana. Zob. w. 6. Słowo Bóg położone jest tutaj bowiem bez emfazy, by zaznaczyć, że Mowa żadną miarą nie jest jedynym Bogiem, któremu jest nawet wyraźnie przeciwstawiona, jako różna [od niego] – ale jest nazwana Bogiem predykatywnie [albo: orzecznikowo], gdyż przez jedynego Boga została uczyniona Elohim, to jest Bogiem, obdarzona przez niego boską mocą i potęgą, dzięki której nadto zadanie [wygłaszania] mowy było dziełem w całej pełni boskim. Chociaż bowiem wyraz θεὸς jest w tym zdaniu położony wcześniej, a wyraz ὁ λόγος później, zgodnie ze zwyczajem Jana, który kolejne zdanie rozpoczyna od wyrazu, którym kończy się poprzednie (zabieg ten stosuje też Apostoł Piotr), to jednak wyraz ὁ λόγος stanowi podmiot, a wyraz θεὸς orzecznik. Jest bowiem wielu Bogów (Elohim), zwanych Bogami predykatywnie, jednakże jest tylko jeden Bóg, zwany Bogiem κατ' ἐξοχὴν i podmiotowo, mianowicie Ojciec Chrystusa (1 Kor 8,6), który też z tego względu nazywany jest Bogiem Najwyższym i Bogiem Bogów, i emfatycznie ὁ θεὸς. Między tymi zaś, którzy tylko predykatywnie zwani są Elohim, to jest Bogami, pierwsze i nadzwyczajne miejsce zajmuje Chrystus, który jest ową mową Bożą, a nadto Królem Królów, i Panem Panów, i Sędzią wszystkich żywych i umarłych, a także dowódcą Anielskich mocy, uczynionym i ustanowionym przez Boga. Apostoł mimochodem zaznacza, że Jan Chrzciciel nie jest porównywalny z Jezusem, zwłaszcza że Jezus ze względu na swą boską moc i potęgę zasługiwał na wyjęcie z liczby ludzi, nawet gdy jeszcze przebywał na ziemi.
Już o tym pisałem.
Dywagacje na temat wyrażenia logos w kontekście bytu osobowego są absolutnie pozbawione jakichkolwiek biblijnych i logicznych podstaw.
I dlatego mówi, Mowa była Bogiem, by ktoś nie sądził, że Jezus nie był Bogiem [tj. nie posiadał boskiej mocy –], skoro jako śmiertelny żył między śmiertelnymi.
Doprawdy, wyobrażenie JSB o źródle boskości Jezusa jest ni mniej ni więcej tylko infantylne.
Czyżby istniały we wszechświecie takie byty, których przymioty nie wynikają bezpośrednio z ich natury?
Czym zatem, jeśli nie zwykłym intelektualnym infantylizmem jest sugestia JSB, że jak powiada: boskość Jezusa wynika z faktu nazwania Go Bogiem?
Proszę mi wybaczyć, ale w obliczu takich „argumentów” ja się poddaję bezwarunkowo.
Któż zaś mówi tu o jedynym Bogu? Czy może być jakakolwiek wątpliwość, że ów jedyny i najwyższy Bóg jest i był Bogiem? A jeżeli Mowa była jedynym Bogiem, cóż innego byłoby tu powiedziane, niż to, że jedyny Bóg był na początku, i że jedyny Bóg był u jedynego Boga, i że jedyny Bóg był jedynym Bogiem, i że jedyny Bóg był na początku u jedynego Boga, i że jedyny Bóg uczynił wszystko przez jedynego Boga; i jakże niedorzecznie to wszystko byłoby powiedziane!
No właśnie...
Ale czy niedorzeczność, na którą tu JSB wskazuje, nie wynika z niedorzecznego traktowania Mowy w kategoriach osobowych, proceder który JSB (świadomie bądź nie) sam uprawia ...???
Wers 3
Wszystko przez nią się stało. Wyjaśnia przyczynę, dla której czci Jezusa tytułem Mowy, nawiązując do owej mowy Boga, przez którą niegdyś dokonało się stworzenie wszystkich rzeczy, i w związku z tym także do samego starego stworzenia wszystkich rzeczy; jakkolwiek cel każdej boskiej mowy jest taki, by sprawiała wszystko, czego Bóg chce, i obwieszczała wolę Bożą.
Nie nawiązuje, lecz mówi wprost. Nie mówi o Jezusie, o jakimkolwiek Jego tytule, lecz przedstawia logos [słowo Boże] od początku, ażeby wiadome było źródło chwały Jezus wynikłej z natury słowa które „ciałem się [dosłownie] stało” (wer 14).
Skoro więc w nowym stworzeniu wszystko stało się przez Jezusa, i boska wola odnośnie naszego zbawienia została w doskonały sposób obwieszczona, słusznie [Apostoł] odznacza Jezusa tytułem Mowy Bożej κατ' ἐξοχὴν .
JSB nie rozumie co to jest nowe stworzenie, i opowiada baśnie na jego temat.
Nowe stworzenie nie stało się przez Jezusa.
Jezus jest nowym stworzeniem.
Nie powstał od czasu Adama inny gatunek ludzi na ziemi (za wyjątkiem nefilms, który powstał wbrew woli Boga) aż do chwili poczęcia się Jezusa. Stworzenie Adama zakończyło akt stworzenia wszechrzeczy i dlatego powstanie zupełnie nowego gatunku człowieka zrodzonego bezpośrednio z Boga jest nazwane „nowym stworzeniem”.
Mówi: Wszystko przez nią się stało. Zauważ, [o czym mówi,] że się stało – zaznacza to w kolejnej cezurze. Otóż wszystko jest rozumiane w odniesieniu do Ewangelii-Dobrej Nowiny, i co za tym idzie, do wydarzeń dotyczących nowego stworzenia, które wówczas były jeszcze niedawne. Mówi się tu bowiem o Ewangelii-Dobrej Nowinie, i wyraz wszystko zawsze odnosi się do powiązanej z tym treści.
Wszystko zawsze oznaczało bezwzględnie wszystko i nigdy nie oznaczało wszystkiego w ściśle określonym podzbiorze zbioru zawierającego wszystkie rzeczy.
JSB dopuszcza się dziecinnego błędu logicznego i brnie w nim do granic absurdu.
Nie jest tak, jak ktoś mógłby powiedzieć, że początek Ewangelii bez wątpienia odnosi się do Ewangelii-Dobrej Nowiny, a jednak to nie o niej się mówi, że stała się przez Mowę. Sam kontekst bowiem mówi, że chodzi tu o wszystko to, co dotyczy Ewangelii-Dobrej Nowiny i co stało się po jej zapoczątkowaniu, skoro zostało już powiedziane, że na jej początku Mowa była u Boga, a zatem nie wykonywała jeszcze swego zadania.
Jak wyżej, zwyczajna bzdura, wszystko odnosi się do wszystkiego bez wyjątku właśnie, skąd wiadomo, że do stworzenia [bezwzględnie wszystkiego], a nie do Ewangelii-Dobrej Nowiny się odnosi.
Dodaj [do tego] i to, że orędzie Jana Chrzciciela, choć było pewnym wstępem i przygotowaniem do nowego stworzenia, to jednak nie było jego częścią. Nowe stworzenie przynależy trwale do Chrystusa, jako do przyczyny, z której [się dokonało]: Ef 3,10, Kol 1,16, Hbr 1,2. I ci, którzy słysząc orędzie Jana Chrzciciela czynili pokutę, nie stawali się – w rozumieniu tego fragmentu – nowymi ludźmi, gdyż pokuta, którą głosił, nie wykraczała poza starożytne zasady Prawa.
Jak wyżej, powtarzam: JSB dopuszcza się dziecinnego błędu logicznego i brnie w nim do granic absurdu.
Przez wyraz wszystko rozumie się więc prawdziwe światło świata (w. 4), łaskę i prawdę (w.17); rozumie się owe wszystkie cudowne dzieła, a wśród nich bardzo obfite rozlanie Ducha Świętego, rozumie się nawrócenie tylu Żydów na wiarę w Chrystusa, powołanie i ponowne zjednoczenie z Bogiem narodów, i zaprowadzenie pokoju między wszystkim, co jest w niebie i na ziemi, i całkowite zjednoczenie [tego wszystkiego] w Chrystusie jako głowie: Ef 1,10, Kol 1,20-21; wśród tych rzeczy zawiera się także nowe stworzenie: 2 Kor 5, 17-18, Gal 5, 15-16, Ef 2,10-15 i 3,9-10, Kol 1,16, Hbr 1,2.
Tego niestety nie rozumie się przez wszystko, bowiem w omawianym fragmencie Pisma wszytko odnosi tylko do rzeczy stworzonych przez słowo:
Wszystko przez nie się stało.
Światło świata nie należy do zbioru rzeczy stworzonych, dlatego nie mogło powstać ani przez mowę Jezusa, ani w wyniku głoszenia Ewangelii.
Ono jest częścią natury Boga i z Nim/w Nim przyszło.
Apostoł mówi zaś, że wszystko stało się przez Mowę, a zatem przez Boga, gdyż Bóg jest pierwszym i najważniejszym sprawcą tego wszystkiego. Mowa zaś – na co wskazuje sam tytuł „Mowy” – to ten, przez którego Bóg to wszystko uczynił, albo ten, którego Bóg obdarzył potęgą i mocą do uczynienia tego wszystkiego. Któż bowiem powiedziałby, że Mowa jest jedynym i bezwzględnie najwyższym Bogiem?
No to nareszcie jesteśmy w unitariańskim domu!
Jezus jest w nim stworzycielem przez małe „s”, stworzycielem drugiej generacji, facetem któremu pierwszy i najważniejszy sprawca wszystkiego, wydał [z łaski, bo jakże inaczej] licencję na tzw drugie „nowe stworzenie”.
Groteskowość takiej sudestii po prostu zwala człowieka z nóg!
A bez niej nic się nie stało. [Apostoł] dodaje to, gdyż także przez Apostołów wiele zostało uczynione, jednakże nie bez udziału tej Mowy, która wspierała wszystkich Świętych mocą Ducha i swoją opieką.
Chciałoby się zapytać: A przez samego Pierwszego Sprawcę wszystkiego nic się nie stało?
Czy i Pierwszy Sprawca wszystkiego czynił to co czynił „nie bez udziału tej Mowy - Jezusa”???
Stąd sam Jan pisze w rozdziale 15 w. 5: Beze mnie nic nie możecie uczynić. Czy naprawdę ktoś, mówiąc o starym stworzeniu, powiedziałby, że bez jedynego Boga nic się nie stało? Tak jakby ktokolwiek inny miał w tym jakiś udział, nie bez jedynego Boga, i jakby jedyny Bóg nie uczynił wszystkiego, bez kogokolwiek innego.
Co za bezsens.
Czyż JSB nie dowodził tu, że latorośle [wszyscy wierzący wszczepieni w winną macicę] są stworzycielami trzeciej już teraz generacji???
Cóż bowiem innego oznacza jego argument [Beze mnie nic nie możecie uczynić] w kontekście [drugiego liczebnie jego zdaniem] „nowego stwarzania”?
Co się stało. Apostoł dodaje to, by zaznaczyć, że mówi o takim staniu się wszystkich rzeczy, względem którego istnieje wiele takich [rzeczy], które się nie stały [albo: nie zostały uczynione]:
Zatem dowodzi JSB, że w zdaniu: Wszystkie rzeczy przez nie się stały, a bez niego nic się nie stało, co się stało, fraza ostatnia wyklucza ze zbioru wszystkich rzeczy uczynionych, rzeczy które jakoby istnieją, ale nie zostały uczynione!!!
Czy nie ocieramy się tutaj o sferę rzeczy niestworzonych?
Ten gigantyczny absurd wzbudza we mnie naturalny, jak mi się wydaje, dla wszystkich zdroworozsądkowo myślących ludzi wewnętrzny sprzeciw.
w innym wypadku któż by nie wiedział, że to, co się nie stało, nie stało się? I gdyby nie istniało zupełnie nic, co się nie stało, jaki byłby sens wykluczania tego, co jest niczym? Wynika stąd jasno, że Apostoł nie mówi o starym stworzeniu, względem którego nie ma niczego, co nie zostało uczynione przez Boga, lecz o rzeczach powiązanych z kontekstem, to jest, z Ewangelią-Dobrą Nowiną, w których działaniu zawiera się nowe stworzenie.
Posuwa się w tym absurdzie JSB do tego stopnia, że sam wyklucza Boga z [drugiego] nowego stworzenia, definiując je w zbiorze nie stworzonych w akcie „starego” stworzenia.
Mówi wszak: Apostoł nie mówi o starym stworzeniu, względem którego nie ma niczego, co nie zostało uczynione przez Boga!!!
Zatem względem nowego SĄ takie co nie zostały uczynione przez Boga!!!
I to mówi człowiek wierzący?
Bo gdyby ktoś powiedział, że wykluczany jest tutaj Bóg czy też sama Mowa, byłoby to bezsensowne. Któż bowiem mógłby nie dostrzec, że Bóg, który uczynił wszystko przez Mowę, nie został uczyniony przez Mowę, ani też Mowa, jakkolwiek skądinąd została uczyniona przez Boga, nie została uczyniona sama przez siebie?
No to już zakrawa na bluźnierstow - Mowa...została uczyniona przez Boga!
Bezsens do kwadratu!
Są tacy, którzy sądzą, że wykluczany jest tu Duch Święty. I ci sami mówią, że Duch Święty jest samym Bogiem. Dokładnie tak samo więc nie było powodu, by Duch Święty był wykluczany, jak by był wykluczany sam Bóg. Wynika z tego też to, że Duch Święty jest mocą Bożą, przez którą sama Mowa wszystko uczyniła. Inni twierdzą, że jest tu wykluczana materia pierwotna. Ale materia pierwotna została stworzona przez Boga: skutek ma bowiem przyczynę. Skutek zaś nie ma mocy sprawczej, jeśli nie jest to w zamiarze wykonawcy. Także i materia pierwotna miała więc przyczynę wykonawczą – Boga.
Najwyraźniej meritum tego sporu wykracza poza logiczne/teologiczne granice, dla której to przyczyny kończę mój wkład w jego komentarzu.
Jeżeli więc zakłada się, że nic nie powstaje z niczego, i mowa uczyniła wszystko z czegoś, to tym samym nie ma żadnego sensu wyłączanie, czy to samego Boga, czy to samej Mowy.
Niech sobie filozofowie zakładają co chcą, nam przykazane jest postrzegać rzeczywistość według sznura objawienie bożego - mówi ono, że rzeczy widzialne stały się nie z rzeczy widzialnych, lecz z niczego, patrz Hebrews 11:3.
Są wreszcie tacy, którzy przywołują tu na pomoc grzech. Mamy więc rozumieć, że zrobiono tu zastrzeżenie, byśmy nie sądzili, że grzech został uczyniony przez Boga? Jeżeli [pod pojęciem nic, co się stało] należy tu rozumieć wszystko we wszechświecie, to z pewnością trzeba tu włączyć też grzech w stopniu nie mniejszym niż cnotę, bo i grzech stał się, i nie jest on niczym. Nie jest też tak – jak mógłbyś powiedzieć – że wyklucza się tu to, co jeszcze się nie stało. Któż bowiem nie wie, że nie stało się to, co się jeszcze nie stało? Skoro więc w słowach Apostoła nie ma wcale wyrażeń pustych i bezsensownych czy tautologii, jest konieczne, by zawierało się w nich jakieś ograniczenie tych wszystkich rzeczy, o których mówi się, że zostały uczynione przez Mowę, czy też doprecyzowanie podyktowane kontekstem, o którym mówiliśmy. Podobnie, gdyby ktoś powiedział, że przez Mowę zostało odnowione i odbudowane to wszystko, a bez niej nic nie zostało odnowione i odbudowane z tego, co zostało odnowione i odbudowane, niewątpliwie zaznaczałby [w ten sposób], że jest wiele rzeczy nieodnowionych i nieodbudowanych, których, ma się rozumieć, kwestia odnowienia i odbudowy nie dotyczy. I tak też, gdy mówi się, że przez Mowę wszystko się stało, co się stało, bez wątpienia wyklucza się to wszystko, co nie dotyczy Ewangelii-Dobrej Nowiny i nowego stworzenia.
Ręce opadają.
.........
Zanim przejdę do omawiania wersetu 10 chciałbym zwrócić uwagę na niezwykle wygodnicki, żeby nie powiedzieć tchórzliwy wybieg, jakiego dokonuje tu JSB pomijając w niniejszych rozważaniach werset 9.
Padają w nim słowa, które w najbardziej jaskrawy sposób dowodzą fałszu lansowanej tw tym opracowaniu interpretacji Pisma, czytamy tam:
Tenci był tą prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka, przychodzącego na świat. John 1:9
Nie ulega najmniejszej nawet wątpliwości, że podmiotem w tym zdaniu jest logos [Tenci], co JSB uparcie nazywa Mową. Jasna treść tego wersetu potwierdza, że ten logos [słowo czy Mowa?] był tą prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka, przychodzącego na świat.
To oświadczenie Pisma stoi jednak w bezpośredniej sprzeczności z wymysłami jakie propaguje JSB, bowiem:
1. Mowa-Jezus nie oświeca każdego człowieka, czego dowodem jest samo Pismo, świadcząc na jednym miejscu:
Bo cóż na tem, jeźli niektórzy nie uwierzyli [zwiastowaniu, mowie] ? Rom 3:3
Nie jest zatem prawdą, że Mowa-Jezus oświeca każdego człowieka, ergo: translacja JSB jest FAŁSZYWA.
2. Podobnie wyrażenie przychodzącego na świat, które niewątpliwie odnosi się do czasu poczęcia się człowieka, dowodzi fałszu interpretacji autora, bowiem nikt nie przyjmuje Mowy-Jezusa w chwili swego poczęcia się.
Stąd czerpiemy niewzruszone przekonanie, że logos w Prologu Jana jest słowem Boga, żywotem - światłością człowieka, a nie osobowym bytem o imieniu Logos, bądź też Mową - Jezusem w odoniesieniu do którego Jan używałby tu jakoby zwrotu logos.
A teraz już sam tekst:
Wers 10
Była na świecie. Rozumie się, przyszedłszy na świat. Jedno bowiem jest konsekwencją drugiego. Dlatego też [Apostoł] powtarza tu swoim zwyczajem wyraz świat, wiążąc jedno z drugim, i używając ponownie na początku kolejnego zdania wyrazu kończącego zdanie poprzednie. W tym co napisał powyżej, wyłożył przyczyny przydania Jezusowi tytułu Mowy, i przy tej sposobności uczcił go też innym tytułem, i to nadanym κατ' ἐξοχὴν, Światła świata, które przedstawił wymownie jako przychodzące na świat i oświecające każdego człowieka; teraz natomiast mówi wprost o świetle przebywającym na ziemi, i bardziej szczegółowo opisuje rzeczy przez nie dokonane, o których w wersie 3 wspomniał tylko ogólnie.
Czy rzeczywiście tak się rozumie?
NIE. Był to był, a przyszedł to przyszedł. Coś może być wcale nie dlatego że przyszło, lecz dlatego że zostało posłane, a to szczególnie gdy mamy do czynienia z substancją nieosobową, jak to jest w tym przypadku.
Czyżby Apostoł Jan nie posiadał dostatecznego rozeznania tych rzeczach, tak że pisząc jedno chciał w rzeczywistości przekazać to drugie?
Nie wykłada też przyczyny nadania Jezusowi tytułu mowy, bowiem dotychczas jeszcze takim tytułem Go nie nazwa, mówi dotychczas tylko i wyłącznie o słowie.
Nie opisuje też szczegółowo rzeczy przez nie [logos] dokonanych, bowiem nie ma takiej potrzeby raz oznajmiwszy, że wszystko zostało przez nie uczynione.
Była na świecie. Rozumie się, Mowa, jak wynika z pojawiającego się dalej zaimka rodzaju męskiego αὐτὸν, odnoszącego się do ὁ λόγος, a nie do τὸ φῶς. Niemniej Apostoł używa w odniesieniu do Jezusa na przemian tytułów Mowy i Światła, przechodząc od jednego do drugiego, zgodnie z kontekstem i okolicznością.
To jest zwyczajna manipulacja tekstem, Apostoł Jan, na początku Ewangelii w prologu do niej, zamieszcza takie informacje, jakie dla prologu są właściwe.
Wprowadza czytelnika w istotę zagadnienia, o którym będzie dalej mowa i czyni to zarówno w porządku chronologicznym jak i przyczynowo - skutkowym.
Aż do tego miejsca nie wspomina w ogóle o Jezusie, wynika to z porządku w jakim konsekwentnie wprowadza czytelnika w temat.
O Jezusie zacznie mówić dopiero wtedy, gdy oznajmi o tym, że logos stało się ciałem.
Do czasu bowiem ucieleśnienia się logos, słowo Boże pozostaje w Prologu Jana nadal tylko i wyłącznie niesubstancjalnym, bezosobowym komunikatorem woli Bożej - słowem Bożym.
Gdy pisał o staniu się rzeczy, stosował tytuł Mowy, a gdy o oświeceniu ludzi, używał tytułu Światła; teraz znów, gdy pisze o staniu się świata, powraca do tytułu Mowy. Nic w tym dziwnego, gdyż źródła obu tytułów są pokrewne i z sobą powiązane.
Gdy pisał o staniu się rzeczy, nie stosował żadnych tytułów, lecz posługiwał się aparatem przekazu/tekstem, którym w sposób adekwatny tj zgodny z desygnatem jaki dane pojęcie definiuje, określił podmiot swojej narracji.
[Apostoł] stwierdził więc, że Mowa była na świecie, to jest u ludzi: rozumie się, wówczas, gdy przybyła do ludzi ta [Mowa], która na początku była u Boga; a po zapoczątkowaniu Ewangelii-Dobrej Nowiny dokonanym przez Jana Chrzciciela, Mowa przyszła na świat, i tym sposobem była na świecie.
Nonsens, Bóg mówił do swego ludu częstokroć i na wiele sposobów – Heb 1:1, dlatego Jego logos na świecie był.- Joh 1:10
Cała ta filozoficzna ekwilibrystyka jest dla zrozumienie tych prostych rzeczy zupełnie niepotrzebna.
Powiedzieliśmy [już], że pod wyrazem świat rozumie się ludzi, zgodnie z przyjętym sposobem mówienia, co wynika [tutaj] także i z sensu. O świecie bowiem mówi się, że nie poznał Mowy.
A świat stał się przez nią. Poucza o tym, co zdziałała Mowa przebywając na świecie, czyli wśród ludzi. Mówi: Świat stał się przez nią: jest to bowiem następstwem tego, o czym powiedziano wcześniej. Wynika stąd, że nie mówi się tu o pierwszym, starym stworzeniu świata, lecz o drugim i nowym.
Fajna ta bajka, tylko że my rozumiemy, że gdy się mówi o czymś, co już jest uczynione [czas przeszły dokonany] to jest błędem orzekać o tym czymś jak gdyby to miało dopiero być uczynione w przyszłości, bowiem taka stan rzeczy skutkuje wewnętrzną sprzecznością, co jest jawnym dowodem błędnej interpretacji JSB.
Bowiem względem pierwszego stworzenia świat i ludzie byli już, gdy Mowa do nich przyszła, i gdy się przez nią stali.
I z tego właśnie powodu, że mówi tu Ewangelista Jan o stworzeniu świata, pisze o nich: do swoich przyszedł [logos] w wersecie 11. Nie może mówić o przychodzeniu do kogoś, kogo jeszcze logos [tego JSB-wego „nowego” stworzenia] nie stworzył!
O świecie, czyli ludziach mówi się więc, że stali się przez Mowę w takim znaczeniu, że zostali przez nią odnowieni i odrodzeni, zgodnie ze sposobem mówienia Hebrajczyków, którzy nie mają czasowników złożonych i zamiast nich używają prostych, czego przykład mamy też w wersie 12: ἔλαβον [gr. „wzięli”] zamiast παρέλαβον [gr. „przyjęli”]. Ma to miejsce zwłaszcza w przypadku tegoż czasownika facere [łac. „robić, czynić”; factus est – „stał się”, „został uczyniony”]. Stąd [mówi] Apostoł [Paweł]: Jeśli kto jest w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. Stare przeminęło, wszystko stało się [łac. facta sunt] nowe (2 Kor 5,17); Dziełem [łac. factura] Boga jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie, by wykonywać dobre uczynki (Ef 2,10); a Psalm 100,3: Bóg stworzył [łac. fecit] nas, a nie my sami, to jest, stworzył nas jako swój lud; i wiele innych podobnych miejsc w świętych pismach, wynotowanych przez innych: np. Hbr 1,2. Mówi się [w Hbr 1,2], że Bóg przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszystkiego, uczynił także wszechświat, w tym znaczeniu, że odnowił go i odbudował, albo w tym znaczeniu, że przez Chrystusa Króla uczynił nowe niebo i nową ziemię, zgodnie z zapowiedziami proroków: Iz 65,17 i 66,22.
Długo by się można było grzebać w tej plątaninie powykręcanych pojęć, które tylko zabijają moc przesłania Ewangelii rozumianej według prostego klucza zgodnego z desygnatem jednoznacznych słów jakie tam padają, ale szkoda na to czasu.
Na co należy zwrócić uwagę to to, że z interpretacji JSB wynika sprzeczny z przesłaniem Biblii „zbawczy uniwersalizm” i to nie w sensie potencjalnym lecz dokonanym.
Biblia natomiast dokonuje wyraźnego podziału na tych, którzy Go przyjęli i tych którzy nie przyjęli.
Czyżby zatem „nowe stworzenie” unitarian, które ich zadaniem jest odnowieniem wszystkich rzeczy „także wszechświata”, było stworzeniem niedoskonałym, stworzeniem wykluczającym tych, którzy Go nie przyjęli?
I jak odnowienie wszechrzeczy, „także wszechświata”, ma się do „odnowienia” w nim bytów, które z natury rzeczy są przeciwne Bogu, anty-Chrystusowe?
Doprawdy, im dalej w las tym więcej drzew, im więcej ludzkiej filozofii tym większy uszczerbek dla chwały Bożej.
Autor Listu do Hebrajczyków pisze bowiem o powstaniu Królestwa Chrystusa, który jest prawdziwym założycielem i odnowicielem upadłego świata, co także tutaj [tj. w prologu Ewangelii Jana] jest zaraz pokazane w wersie 12; zob. też Ef 3,9 i Kol 1 w. 20 w powiązaniu z 16. W wersie 3 woleliśmy interpretować stanie się po prostu jako uczynienie czegoś, a nie tylko jako odnowienie: przede wszystkim dlatego, by nie wydawało się, że Apostoł mówi tu znów to samo; po drugie dlatego, że przez Mowę nie tylko wszystko zostało odnowione, lecz także wiele rzeczy, odnoszących się do nowego stworzenia, zostało po prostu uczynionych.
Jak wyżej.
Ludzie zaś są odnawiani i odradzani przez Mowę, gdy skłaniają się do wiary w nią i czerpią poprzez nią nowego ducha – ducha przybranych dzieci, z którym uśmierzają ciało i jego sprawy, i z grzeszników oddanych występkom stają się świętymi, i będąc wcześniej przeznaczonymi na potępienie i zgubę, dostępują wiecznego zbawienia.
A zatem Jezus nie odnowił unitariańskim „nowym stworzeniem” wszystkiego/wszystkich, lecz tylko tych, którzy „skłaniają się do wiary”!?
W tym miejscu jawi się paląca potrzeba bliższej analizy poglądu jaki tu zaprezentował JSB .
Zauważamy bowiem, że definiuje on pojęcie przybranych dzieci w kategorii wielostopniowego i skomplikowanego procesu, w rezultacie którego „dostępują wiecznego zbawienia:
Tak zdefiniowane dziecko, wcale nie musi być bytem zrodzonym z Boga, a co za tym idzie, nie jest bytem posiadającym naturę Bożą, lecz zwykłym [pierwszym] człowiekiem, kto jest nazwany dzieckiem Bożym z racji postaci jaką przyjmuje w rezultacie dokonywanych z własnej mocy czynności nazwanej „czerpaniem nowego ducha”.
Tymczasem Pismo mówi, że Bóg osoby człowieczej [pierwszego człowieka] nie przyjmuje (Galatians 2:6), że nowe stworzenie jest ekskluzywnie dziełem Bożym i stąd nabywającym Jego, Bożą naturę pochodzącą z ducha z którego się rodzi, a nie z niego czerpie.
Pan Jezus definiuje zrodzenie się z ducha w kategoriach koniecznych dla uczestnictwa w Królestwie Bożym (John 3:3,4). Zrodzenie z ducha jest jedynym sposobem na jaki pierwszy człowiek może przekształcić się w nowe stworzenie, żadne wysiłki ludzie nic w tej kwestii nie są w stanie zrobić, to jest dzieło Boże.
Zauważmy, że tam gdzie mamy do czynienia z aktem narodzenia się z Boga, tam nie występuje konieczność adopcji tych którzy się z Niego narodzili. „Przybranie” zatem, mówi tylko o sposobie w jaki dochodzi do narodzenia się z Boga, a nie o jego braku.
Dotyczy to wszystkich , którzy będąc w postaci pierwszego człowieka rodzą się na nowo z ducha i w rezultacie tych nowych narodzin stają się nowym stworzeniem - drugim człowiekiem.
O jest jedyny aspekt, jaki z ontologicznego punktu widzenia odróżnia nas od Pana Jezusa, który stał się nowym stworzeniem nie z racji odrodzenia [nowego narodzenia] lecz w akcie bezpośredniego spłodzenia z Boga.
Świętość dziecka Bożego wynika z natury nasienia z jakiego się one rodzą, a nie z czynności „przypudrowania się” substancją zaczerpniętą z „nowego ducha”
Gdybyśmy chcieli uznać, że wyraz świat oznacza tu wszystkich ludzi, to i tu – jak w wersie 9 – trzeba przyjąć zastosowanie zabiegu effectus pro efficacia [przedstawienie zamierzonego skutku działania zamiast samego działania], gdyż Mowa bez wątpienia ma moc odnowienia i odrodzenia wszystkich ludzi. Ale ponieważ Apostoł mówi w sposób nieokreślony, nic nas nie zmusza do odstępowania [w interpretacji] od tegoż skutku, skoro wystarczy, że wielu ludzi zostało odnowionych i odrodzonych przez Chrystusa, a to, że nie wszyscy zostali odnowieni i odrodzeni, nie jest winą Chrystusa.
Tylko co nowego ta filozoficzna rozprawka wnosi do chrześcijaństwa i jak się ona ma do prostoty Ewangelii, z której jasno wypływa nieskomplikowana treść zdolna dotrzeć nawet do umysłu maluczkich?
A świat jej nie poznał. Piętnuje upór i zatwardziałość świata, to jest innych ludzi, którzy, jakkolwiek widzieli tak wielką moc Mowy i jej boskie działanie w tylu ludziach [na nowo] stworzonych i odnowionych, jednak jej nie poznali.
Jan niczego nie piętnuje, on zwyczajnie oznajmia, nawet forma zdania potwierdza tę niezaprzeczalną prawdę.
Stąd także wyraźnie widać, że nie mówi się tu o starym stworzeniu, którego dokonania przez Jezusa nikt ze śmiertelnych nie mógł widzieć.
Co widać wyraźnie to to, że JSB dokonując nadinterpretacji tekstu popełnia fatalny błąd z którego wyciąga błędne wnioski.
Skoro zaś i tutaj, i poniżej, słusznie i sprawiedliwie ganieni są ludzie, którzy Mowy nie poznali i nie przyjęli, to zaiste nie mogli być ganionymi za to, że nie poznali go i nie przyjęli jako drugiej osoby w jedynym Bogu, która przyjęła ciało: bo o takiej osobie żaden ze śmiertelników nie mógł nigdy nawet pomyśleć. Z pewnością można poznać, że świat został stworzony, a ze stworzenia świata – Boga; owej zaś drugiej osoby w żaden sposób.
Zgadzam się z tym że nie ma tu mowy o jakiejś drugiej osobie Boga, reszta to zwyczajne urojenia.
Odnotował to w odniesieniu do tego miejsca uznany wśród rzymskich katolików komentator. Nie jest to zaś sprzeczne z poprzednią cezurą [tj. świat stał się przez nią]. Jedno i drugie jest prawdą, i to, że świat został odnowiony i odbudowany przez Mowę, i to, że świat nie poznał Mowy – nie tylko dlatego, że pierwsza cezura mówi o działaniu, a druga o skutku (bo i uprzednio powiedziano, że światło oświeca każdego człowieka, i zarazem, że światło świeci w ciemności), ale też dlatego, że pierwsza cezura mówi o wielu ludziach, a druga – o większości, i to tej możniejszej według ciała.
Jak wyżej, daleko już na manowcach .....
A apostoł zaraz, wyjaśniając tę rzecz, mówi: A swoi jej nie przyjęli, wspominając zarazem jednak i tych spośród swoich, którzy ją przyjęli.
Tu wręcz poza krawędzią przepaści … Stwierdzając, że nie przyjęli, mówi że przyjęli....???
Stosując tego rodzaju retorykę można „udowodnić” co tylko dusza zapragnie...
Świat więc nie poznał Mowy, ponieważ, ogólnie mówiąc, większość ludzi nie poznała jej – tego mianowicie, że [Jezus] jest Mową Bożą κατ' ἐξοχὴν, prawdziwym Światłem świata, i – w następstwie – samym Mesjaszem, Synem Bożym, ocalającym i wybawiającym rodzaj ludzki.
Wygląda więc na to, że zbawcza moc Ewangelii zalega w swej istocie na poznaniu tego, że Mowa to Jezus! Przy odrobinie wyobraźni można sobie nawet wyobrazić radość „naturalnie” wypływającą z takiego odkrycia...
Apostoł nie usprawiedliwia tutaj świata, tylko go oskarża.
Ma się rozumieć czyni to w duchu Chrystusowym, zgodnym z naturą Mowy ....
Bo jakkolwiek odrzucili Chrystusa dlatego, że go nie poznali (bo gdyby poznali, mówi Apostoł [Paweł], nigdy by nie ukrzyżowali Pana chwały – 1Kor 2,8), to jednak mieli przecież wszelkie, absolutnie przekonujące powody, by go poznać; stąd widać, że w poznaniu go nie zabrakło im niczego innego prócz dobrej woli, i przeszkodziła im tylko złość oraz duch niechętny dobrym czynom.
To prawda, ale na pewno nie prawda, jeśli chodzi o rozpoznanie Jezusa jako unitariańskiego opowiadania - [Mowy] Dobrej Nowiny.